Muzyka

niedziela, 19 maja 2013

Byle by przeżyć : Rozdział Szósty : Ból.

                                Nastał czas pokoju i miłości,lecz nie na długo.Po moim powrocie rodzice traktowali mnie jak jajko,Mark przychodził codziennie po szkole by dać mi odpisać lekcje i tłumaczyć coś trudniejszego,ale najbardziej wysilał się Markus,przynosił mi jedzenie,spełniał moje zachcianki.Podobało mi się to.Ale potem przyszedł smutek.A dokładniej ból.Bardzo mocny ból.
                              Dowiedziałam się o tym,że Mark w drodze do mnie wpadł pod samochód.Pierwsza myśl jaka mi przyszła do głowy to : ,,To tylko sen,koszmar który ma pokazać mi jak bardzo go kocham i że bez niego nie dam sobie rady." Mark nie umarł,zapadł w śpiączkę.Pewnego dnia bez wiedzy rodziców,Markusa i ogólnie wszystkich wyszłam z domu.Przeszłam kilka kilometrów do szpitala o własnych siłach,byłam słaba,bardzo słaba,ale musiałam go zobaczyć.Gdy weszłam do szpitala,podeszłam do recepcji.
-Gdzie leży Mark Saviore ?-zapytałam słabym głosem.
-Sala numer 13.-powiedziała kobieta nawet na mnie nie spoglądając.
Na słabych nogach,udałam się do sali numer 13.Gdy weszłam do niej dech mi zaparło.Zamknęłam za sobą drzwi i opadłam na krzesło.Ujęłam rękę Marka w moją rękę.Splotłam nasze palce i zaczęłam płakać.Tym razem nie obwiniałam się,że płaczę jak małe dziecko,tym razem obwiniałam się o jego stan.Kiedyś długie brązowe włosy opadały na jego ramiona,teraz cała jego głowa byłą owinięta bandażem.Jego niebieskie oczy były ukryte za powiekami,a niegdyś jego ciemna karnacja stała się blada.Płakałam i płakałam póki nie zasnęłam na jego ręce i mojej złączonej razem.Obudziłam się,a na moich ramionach spoczywał koc,palce moje i Marka były złączone nadal.Kiedy podniosłam głowę zauważyłam,że na przeciwko mnie siedzi jego matka.Piękna kobieta.Długie rude włosy sięgające jej do bioder teraz były związane w warkocz,piękne zielone oczy patrzyły na mnie smutnie.Ta kobieta była najsilniejsza jaką znam.Gdy Mark miał 3 lata jego ojciec zmarł,a jego,jego matkę i jego brata Adama zostawił samych.Ta kobieta poradziła sobie w tedy i radziła sobie po śmierci pierwszego syna Adama.Wiele razy słyszałam jak Mark o nim opowiadał.Był wspaniałym chłopakiem.Miał rude włosy i zielone oczy.Z tego co pamiętam Mark mówił,że wyglądał jak jego matka,ale charakter miał po ojcu.Był wybuchowy,ale opiekuńczy,miły,ale czasem złośliwy.Adam zmarł z powodu raka.Gdy umarł jego matka nie poddała się i zamiast zejść na samo dno jak to zwykle się dzieje kiedy umiera syn i mąż,stała prosto z podniesioną głową.
-Dzień dobry.-powiedziałam i usłyszałam jak bardzo słaby mam głos.
-Witam.Widzę,że czuwałaś przy moim synu.Dziękuję Ci za to.Jesteś zapewne głodna.Chcesz kanapkę z nutellą ?
-Tak czuwałam przy nim,nie ma pani za co dziękować i tak jestem głodna i z chęcią zjem kanapkę.-uśmiechnęła się,a ja odwzajemniłam uśmiech,wyjęła z torebki kanapkę zawiniętą w folię i poddała mi ją.Po chwili już zajadałam się kanapką,rozmawiając z mamą Marka.
-Więc mówisz,że mój syn bardzo ci pomagał i nadal pomaga ?
-Tak zgadza się.Pomagał mi kiedy stoczyłam się na dno i wyciągnął mnie z niego.
-To dobry chłopak,tak bardzo przypomina mi jego ojca,bo widzisz jego tata też miał te piękne niebieskie oczy i te brązowe włosy,które on posiada.Nie raz Mark mówił,że jesteś wspaniała i miał rację.Jesteś bardzo mądrą dziewczyną i w dodatku bardzo piękną.On bardzo Cię kocha.
-Wiem.-po moim policzku popłynęła mi łza.  
                    Rozmawiałam z jego mamą przez kolejne kilka godzin,potem odprowadziła mnie do domu,powiedziała moim rodzicom o wszystkim.Że siedziałam tam z nim i że jadłam i wiele wiele innych.Potem rozmawiałam z rodzicami i nie obeszło się bez łez.Kiedy opadłam na łóżko,obok mnie pojawił się Markus.Leżał ze mną na łóżku i nie zadawał zbędnych pytań.Leżeliśmy w ciszy i to nie byłą to cisza krępująca tylko miła,wręcz zbawienna.Leżeliśmy tak póki nie zasnęłam i śniła o tym,że życie jest  bezpiecznie bez zbędnych niebezpieczeństw i zmartwień.Ale to był tylko sen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz