Po wyjściu Marka ze szpitala spędzałam z nim każdą wolną chwilę.Tym razem to ja przynosiłam mu lekcje i tłumaczyłam trudniejsze rzeczy.Ale pewnego dnia coś się stało.
Dostałam od Marka sms'a : ,,Bardzo Cię kocham,ale muszę się z tobą pożegnać.Wyprowadzam się...więc żegnaj." jeden sms,a zniszczył wszystko.Rzuciłam komórką o ścianę i zaczęłam płakać.Straciłam wszystkich.Markus się nie pojawiał od kilku dni,tak samo Elf.Zniknęli wszyscy,którzy coś dla mnie znaczyli.Podeszłam do lustra i walnęłam ręką w nie.Łza za łzą,leciały mi po policzku.Przecięłam sobie żyłę.Potem kolejną.Usiadłam na łóżku.Położyłam się by zapaść w wieczny sen.
Śmierć.Czasem przynosi ulgę,a czasem pozostawia ranę na czyimś sercu na wieczność,bo jeśli kogoś kogoś kochasz to na wieczność.
I tak kończy się ,,Byle by przeżyć" kiedy zaczęłam pisać ,,Córę Domu Węża" moja wena przestała dotyczyć ,,Byle by przeżyć" ale zaczęła wręcz biec do ,,Córy Domu Węża" to na tyle z tym opowiadaniem.Myślę,że podobało Wam się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz