Muzyka

czwartek, 30 maja 2013

Omamaj

Kochani mam pomysł na kolejne opowiadanie i może nie wiem dam coś w stylu pojedynczego opowiadania byście mogli sprawdzić czy podoba Wam się to.Jeśli tak to napiszcie w komentarzu,a jak na nie to też napiszcie w komentarzu pod tym postem dlaczego Wam się nie podoba bo w tym poście napiszę to pojedyncze opowiadanie,które może być początkiem do długiego opowiadania.Miłego czytania. :)



                           Toutch

      Nienawiść rosła we mnie z każdą sekundą.Oszukał mnie,a ja mu wierzyłam przez tyle miesięcy.Każda chwila z nim była darem,darem od Boga.Teraz nienawidzę go.Prawda zawsze musi być bolesna.Ale nie żałuję żadnej spędzonej z nim sekundy,minuty,godziny.
      Ale mogłam nie pytać o to.Mogłam nie pytać o to czy to prawda,że na cmentarzu jest grób z jego imieniem i nazwiskiem.Mogłam żyć w pięknej nie wiadomej,no ale przecież po kilku latach zauważyłabym,że się nie starzeje.Spytałabym w tedy,ale nie.Musze być głupia i pytać o wszystko.Najbardziej poruszyły mnie jego słowa : ,,Pamiętaj,że nie ważne co Ci powiem,zawsze będę Cię kochać i nie ważne co zrobisz to ja będę to akceptował". Tyle,że nie wiedziałam,że prawda jest taka bolesna.Nie wiedziałam,że chciał mi pomóc.Nie wiedziałam,że to on uratował mnie przed śmiercią.Nie wiedziałam,że prawda o tym,że moi rodzice nie pozwolili się uratować zanim on nie uratuje mnie.W ciągu tego zamyślenie nie zauważyłam,że stoję już przed drzwiami mojego mieszkania,wyciągnęłam klucz i otworzyłam drzwi.Weszłam do przed pokoju w kolorze kawy z mlekiem.Powiesiłam przemoczoną kurtkę na wieszaku,zdjęłam trampki i poszłam do łazienki.Odkręciłam kurek od wanny i napuściłam wody po brzegi.Zawsze tak robiłam.Dolałam płynu kokosowego,który nie szypie w oczy i rozebrałam się do naga.Weszłam do wody i od razu zamoczyłam ją w wodzie.Pomyślałam,że smutek przychodzi,ale po chwili odchodzi.Nikt nie wiedział,ze przed śmiercią rodzice non stop się kłócili,że na zdjęciach możemy wyglądać na szczęśliwych ale prawda była inna.Prawda byłą taka,że zdjęcia były kłamstwem,a w czasie prowadzenia samochodu w ten tragiczny dzień,tata kłócił się z mamą.Moje życie nie było usiane różami,ale kogo jest?
    Po wykąpaniu się wyszłam z wody.Zawinęłam włosy w ręcznik,owinęłam się innym i wyszłam z łazienki.Podeszłam do wielkiej szafy w sypialni,wyjęłam z niej sukienkę w kwiatki,która sięgała mi do kolan.Podeszłam do komody,wyjęłam czysta bieliznę i poszłam się ubrać w łazience.Gdy się już ubrałam,rozczesałam włosy i wysuszyłam je,poszłam do salonu.Wyjęłam kieliszek do wina i wino z barku.Nalałam sobie i usiadłam przy oknie na całą ścianę.Było po 22,a ja siedziałam sama pijąc wino.Taaak...fantastyczna noc.

środa, 29 maja 2013

Córa Domu Węża Rozdział Dziewiąty - Parapapara

        Kolejny dzień rozpoczął się.Wstałam i przeciągnęłam się.
-Ktoś wstaje prawą nogą.-powiedziała Marta uśmiechając się.
-W rzeczy samej.Zaczynam nowy rozdział.
-Bez rodziny?
-Zgadza się.
       Po mojej codziennej porannej toalecie poszłam do pokoju wspólnego.Scorpius i Marta siedzieli na kanapie przytuleni do siebie.
-Coś mnie ominęło?
-O już wstałaś?-powiedział Scorpius.
-Tak już wstałam,ale czy wy przypadkiem nie jesteście razem?
-Owszem jesteśmy...
-Razem.-dokończył za Martę zdanie Scorpius.Pasowali do siebie i wyglądali razem pięknie,ale bez przesady.
-Idziemy na śniadanie?
-Tak jasne.-odpowiedzieli mi jednocześnie gołąbki.Ruszyliśmy w stronę Wielkiej Sali.Gdy weszliśmy już nie patrzyli się na nas.Kilka dni temu każdy mój krok był obserwowany przez ludzi.Dzisiaj tak nie było.Startowałam więc z czysta kartą.Z uśmiechem na twarzy usiadłam po prawej ręce Scorpiusa,a Marta po lewej.PO chwili usłyszeliśmy głośny krzyk.
-Potter ty kretynie!-wrzasnął Snape na całą szkołę.Jako pierwsza wstałam za mną scorpius,a za nim Marta.Ruszyliśmy w stronę drzwi Wielkiej Sali.Gdy je otworzyliśmy byliśmy w szoku.Nasz Mistrz Eliksirów stał ubrany w różowe ciuszki i miał różowe włosy.Spojrzałam na sprawcę owego zabawnego(jak dla mnie)żartu.Był nim nie kto inny jak James Potter.Mój głupi kuzyn.
-Mar nie tamuj śmiechu bo wyglądasz śmiesznie.-po tych słowach nie mogłam wytrzymać.Zaczęłam się śmiać na cały głos,a za mną wszyscy inni ryknęli śmiechem.Spojrzałam na naszego nauczyciela od którego było czuć żądzę mordu.Podeszłam do Jamesa i dałam mu z liścia w twarz.
-To za to.-pokazałam palcem Snape'a.-A to za to,że jesteś takim idiotom.-walnęłam mu ręką w tył głowy.Chwyciłam rękę Snape za nadgarstek i pociągnęłam za sobą.Dla obserwatorów musiał być to dziwny widok.Kiedy doprowadziłam go do pokoju wspólnego,zaprowadziłam go do łazienki.Wyczarowałam krzesło i wskazałam Snapeowi by na nim usiadł.O dziwo nie protestował.
-Kolor spokojnie zmienię na czarny,ale mieć dłuższe włosy od mnie to jakiś żart.Skracamy je.-kiwnął tylko głową,a ja przywróciłam jego włosom dawny kolor.Po chwili już podcinałam Snapeowi włosy.Kiedy podcięłam strasznie rozdwojone końcówki wzięłam się za fryzurę.Po długich minutach namysłu postanowiłam je pocieniować.
       Gdy moje dzieło było skończone przyglądałam się mu z zachwytem.
-I jak?
-Co i jak?
-Czy się podoba?
-Tak.Ile płacę?
-Darmo.
-Dobrze.Dziękuję.
-Przyjemność po mojej stronie.-Mistrz Eliksirów wyszedł,a ja zaczęłam sprzątać jego włosy.Według mnie wyglądał świetnie,ale nie wiem jak reszta na to spojrzy.Kiedy sprzątnęłam wszystko udałam się do biblioteki.Odpuściłam sobie lekcje i rozkoszowałam się książkami. 

Córa Domu Węża Rozdział Ósmy - Almost Lover

           Obudziłam się z bólem głowy.Nie wiem kiedy zasnęłam.Usiadłam na łóżku i zauważyłam,że łóżka dziewczyn są puste.Nie słyszałam też rozmów w pokoju wspólnym.Ubrana w pidżamę poszłam zobaczyć czy ktoś w ogóle jest.Nikogo nie było
           Uznałam,że to dlatego,że są na śniadaniu.Po codziennych porannych czynnościach poszłam do wielkiej sali.Na korytarzu nikogo nie zobaczyłam,tak samo w wielkiej sali.Uznałam,że na pewno są lekcje i tam się wszyscy znajdują.Myliłam się.Byłam w każdej sali i każda była pusta.Poszłam na boisko do quiditch'a lecz i tam ich nie zobaczyłam.Następnie wyszłam na błonia,tam też nikogo nie było,weszłam do każdego pomieszczenia,do każdego zakamarku,ale nigdzie nikogo nie było.Usiadłam bezsilna przy ścianie.Ogarnął mnie niepokój.Nie wiedziałam gdzie są i gdzie mogą się znajdować.Słone łzy spłynęły mi po policzkach.Niegdyś Hogwart pełen czarodziei teraz stał pusty.Wyszłam na Hogwarckie błonia.Coś mi nie pasowało.Odwróciłam się i zobaczyłam...wewnątrz zamek mógł wyglądać na cały,ale na zewnątrz był zniszczony.Szłam tyłem patrząc na zamek i w tedy się potknęłam.Upadłam,a na ziemi zobaczyłam ciało Marty i w tedy zrozumiałam.Kolejna wojna o Hogwart.Wstałam i spojrzałam za mnie.Zobaczyłam rząd martwych ciał.Opadłam na kolanach i zaniosłam się płaczem.Oni wszyscy są martwi,a ja żyję.Jedyna ocalałam.Spojrzałam na Hogsmeade,które stało...już nie stało.Kiedy aż korciło by tam pójść,opuścić jakąś lekcję i po prostu tam pójść.Ale nie dziś.Dziś wyglądało jakby chciało odstraszać.Jakby chciało powiedzieć ,,Jestem miasteczkiem zła i grozy,kto do mnie wejdzie już nie wyjdzie." Spojrzałam na jedno z ciał...w tedy zrozumiałam kto to jest.Podbiegłam do owego ciała i mój płacz się powiększył.Płakałam nad ciałem Snape'a.Nieprawdopodobne?Ależ jak najbardziej prawdopodobne.
-Przepraszam.-wyszlochałam.-Przepraszam.-za co przepraszałam?Nie mam zielonego pojęcia.Miałam przeczucie,że to przez mnie umarł.
         To było straszne uczucie.Widziałam wszystkich moich znajomych.
-Margaret.Wstawaj.-co do?I w tedy się obudziłam.
-Wyglądasz strasznie.-powiedziała Marta.
-Ty chyba żartujesz?To był tylko sen?-byłam w szoku.
-Em chyba tak.-wstałam i przytuliłam ją mocno.
-Tak się cieszę,że żyjesz.
-Ja też.-zaśmiałyśmy się.Ubrałam się i wyszłam z sypialni.Poszłyśmy na śniadanie,po śniadaniu na lekcje,po lekcjach do biblioteki,a z biblioteki na błonia podziwiać zachód słońca.

niedziela, 26 maja 2013

Byle by przeżyć : Rozdział Siódmy (ostatni) -Śmierć.

     Po wyjściu Marka ze szpitala spędzałam z nim każdą wolną chwilę.Tym razem to ja przynosiłam mu lekcje i tłumaczyłam trudniejsze rzeczy.Ale pewnego dnia coś się stało.
     Dostałam od Marka sms'a : ,,Bardzo Cię kocham,ale muszę się z tobą pożegnać.Wyprowadzam się...więc żegnaj." jeden sms,a zniszczył wszystko.Rzuciłam komórką o ścianę i zaczęłam płakać.Straciłam wszystkich.Markus się nie pojawiał od kilku dni,tak samo Elf.Zniknęli wszyscy,którzy coś dla mnie znaczyli.Podeszłam do lustra i walnęłam ręką w nie.Łza za łzą,leciały mi po policzku.Przecięłam sobie żyłę.Potem kolejną.Usiadłam na łóżku.Położyłam się by zapaść w wieczny sen.
     Śmierć.Czasem przynosi ulgę,a czasem pozostawia ranę na czyimś sercu na wieczność,bo jeśli kogoś kogoś kochasz to na wieczność.


I tak kończy się ,,Byle by przeżyć" kiedy zaczęłam pisać ,,Córę Domu Węża" moja wena przestała dotyczyć ,,Byle by przeżyć" ale zaczęła wręcz biec do ,,Córy Domu Węża" to na tyle z tym opowiadaniem.Myślę,że podobało Wam się.

Córa Domu Węża -Rozdział Siódmy- Thinking Of You

             I w tedy usłyszałam głos mamy ,,Co ty robisz kochanie?Odsuń się od tej krawędzi." wykonałam polecenie.Odsunęłam się od krawędzi i w tedy usłyszałam syk.Spojrzałam w dół i zobaczyłam węża.Moje oczy wyrażały przerażenie.
           Odsunęłam się od węża i zaczęłam zbiegać po schodach wieży.Kiedy dotarłam na parter wyszłam z Hogwartu kiedy stanęłam na dworze poczułam zimny wiatr otaczający mnie.Szłam przez błonia.Czułam,że ktoś mnie obserwuje.Lecz nikogo nie widziałam.Doszłam do jeziora.Przypomniało mi się,że nie umiem pływać.Zdjęłam buty i weszłam do lodowatej wody.Szłam tak długo aż woda przykryła mnie całą.Usiadłam i czekałam,w pewnym momencie mój organizm pragnął powietrza.Już traciłam przytomność kiedy poczułam,że ktoś mnie wyjmuje z wody.Po chwili już byłam na lądzie.
-Obudź się Margaret.Obudź.Proszę.-był to Severus Snape,mówił to błągalnym tonem.Chciałam otworzyć oczy i powiedź mu,że nic mi nie jest,ale nie mogłam.Próbowałam z wszystkich sił otworzyć oczy.Nie mogłam.Poczyłam,że coś na mnie kapie i zrozumiałam,że Snape płacze.Dopiero w tej chwili zorientowałam się,że trzyma mnie w ramionach i jestem czym okryta.Chciałam otworzyć oczy,rzucić mu się na szyję i wyszlochać w jego ramię,że nic mi nie jest,ale nie mogłam.Czułam jak łza za łzą kapią na mnie i w tedy to się stało.Otworzyłam oczy i gdy zobaczyłam,że jego czarne oczy są pełne łez coś we mnie pękło.Podniosłam się i przytuliłam do niego.Odwzajemnił uścisk.
-Nic mi nie jest.Jest dobrze.Żyję i jest dobrze,proszę już nie płakać.-zaczęłam płakać razem z nim.Płakaliśmy przytuleni do siebie.Nie obchodziło mnie to ile czasu tak tkwimy.Chciałam poczuć ciepło drugiego człowieka.I w tedy zrozumiałam.Wszystkie wspomnienia przeszły mi przed oczami.Chwila,w której pomagał mi robić eliksir,te uczucie,które się pojawiło z nikąd,w tedy kiedy mnie dotknął,jakby prąd przebiegł po całym moim ciele,potem wspomnienie,w którym zakładał mi wisior i w końcu wspomnienie chwili,w której spojrzałam w te piękne czarne oczy.Kocham go?To nie możliwe.Między nami jest 39 lat różnicy,a jednak go kocham.
      Łza za łzą płynęła mi po policzku.
-Obiecaj,że nigdy tego więcej nie zrobisz.-poczułam wielki smutek.
-Obiecuję.Ale niech pan przysięgnie,że mnie nigdy nie zostawi.-myślałam,że zaprzeczy,ale jednak nie.
-Przysięgam.-chciałam,żeby ta chwila trawała wiecznie.Po chwili wstaliśmy i poszliśmy w stronę zamku.Okazało się,że byłam owinięta jego peleryną.Kiedy byłam już w sypialni położyłam się na łóżku.Myślałam o nim ciągle.W pewnym momencie przyległa do mnie myśl,myśl o tym,że nie mam nikogo,a on tylko jest pocieszycielem.

sobota, 25 maja 2013

Córa Domu Węża -Rozdział Szósty : Samotność.

         Słone łzy leciały mi po policzkach.Jeśli wiecie co to znaczy stracić kogoś bliskiego waszemu sercu to wiecie jak się czułam.Był to ból.Ból,który nie zamieni się w radość kilka dni później.Od chwili gdy dowiedziałam się o śmierci rodziny wiedziałam już,że nigdy nie usłyszę śmiechu ich wszystkich,wigilię będę spędzała sama,a na każde urodziny nie dostanę tortu domowej roboty babci Molly.Kiedy zmarła mama,miałam w tedy tatę,a teraz kogo mam?Nauczycieli?Co oni mi dadzą? Przyjaciół? Praktycznie wcale.Zostałam sama.
        Pomyślałam o tym,że pewnie Mistrz Eliksirów się niecierpliwi.Ale kiedy próbowałam wyplątać się z jego objęcia on trzymał mnie dalej.
-Profesorze może mnie pan puścić.
-Pewna jesteś?-powiedział zatroskanym głosem,w tym wydaniu go jeszcze nie  słyszałam i na pewno to był wielki szok nie tylko dla mnie.
-Tak jestem.-puścił mnie.A ja wstałam.Obok mnie pojawiła się Marta.Scorpius podszedł i przytulił.Marta dołączyła się.-Chyba pójdę się położyć...
-Mar?-powiedziała Marta.
-Tak?
-Kto zajmie się organizacją pogrzebu?
-Nie wiem.
-Mogę ja.-powiedział Snape.
-Dobrze.A na kiedy?-zapytałam chciałam żeby to było jak najszybciej.
-Na sobotę?
-Może być.-kiedy powiedziałam to wyszłam z pokoju wspólnego.Udałam się do sypialni,gdzie rzuciłam się na łóżko.Zaczęłam płakać.Łzy spływały mi po policzkach i rozmazywały już i tak rozmazany makijaż.Nie obchodziło mnie to.Wstałam i nadal płacząc sięgnęłam do komody.Wyjęłam moją pidżamę.Rzuciłam jedno zaklęcie,a wszystkie moje ubrania,bielizna i każda moja pidżama stała się czarna.Poszłam w kierunku łazienki.Wykonałam te same czynności co rano.Kiedy już wykąpana i pachnąca wyszłam z łazienki usiadłam na łóżku.Czy życie musi dwać mi takiego kopa?Opadłam na poduszki.Po chwili weszła Marta,a za nią Snape i Scorpius.
-Jak się czujesz?-zapytała Marta.A jak mogłam się czuć?Niech choć raz pomyśli tą pustą łepetyną,chciałam jej wykrzyczeć mój ból,ale tego nie zrobiłam.
-Czuję się...dobrze.Znaczy można tak powiedzieć.-Marta usiadła na swoim łóżku,a Scoropius podszedł do łóżka Marty i usiadł na nim tak samo jak Marta chwycił ją za rękę i zaczął po cichu o czymś rozmwaiać z nią.
-Może chce pani o tym porozmawiać?-zapytał Snape już swoim starym głosem,głosem zimnym,obojętnym.
-Nie dziękuję.-powiedziałam i zasłoniłam zasłony.Po krótkim czasie zasnęłam.
      Gdy się obudziłam było już ciemno.Odsunęłam zasłonę i wyjęłam z komody czystą bieliznę i piękną czarną suknię.Poszłam do łazienki,gdzie za pomocą różdzki zmieniłam moje rude loki w czarne.Muszę przyznać,że do twarzy mi w czerni.Mocny czarny makijaż zdobił moją twarz.Ubrana w czarną suknię i w czarne szpilki wyszłam z dormitorium i ruszyłam w stronę pokoju wspólnego,wyszłam z pokoju wspólnego i ruszyłam na północną wiżę astronomiczną.Gdy już się na niej znalazłam.Podeszłam do krawędzi i spojrzałam w dół.Upadek byłby drzwiami do lepszego świata.Wysunęłam jedno nogę na do przodu i...

niedziela, 19 maja 2013

Córa Domu Węża - Rozdział Piąty : Powraca zło,a dobro się chowa.

             Poniedziałek.Wstałam i poszłam do łazienki.Zaczęłam napuszczać do wanny wody i różanego olejku by po chwili zanurzyć się w wodzie po czubek nosa.Otworzyłam pod wodą oczy(czarodziejskie olejki nie szczypią w oczy),po chwili się wynurzyłam.Wzięłam szampon,który kupiła mi Marta na święta.O zapachu jabłek.Kiedy wyszłam z wanny świeża i pachnąca przejrzałam się w lustrze,które było na całą ścianę.
             Wysuszyłam włosy różdżką i popatrzyłam na moją twarz,którą otaczały gęste rude loki.Mama również je miała.Miała piękne brązowe loki i piękne orzechowe oczy,które mam po niej.Blada twarz,duże różowe usta,ogromne orzechowe oczy,rude loki był połączeniem Hermiony Jean Granger i Ronalda Biliusa Wesley'a.Moja matka nie żyła od dłuższego czasu,a jedyne co mi po niej pozostało to wisiorek,którego nigdy nie noszę.Według mnie jest za cenny by go od tak nosić.Był to złoty łańcuszek,na którym wisiało serce,złote serce,owe serce było otwierane,a w nim mieściły się zdjęcia.Po jednej stronie mamy i taty w dniu ślubu,a po drugiej stronie moje,mamy i taty kiedy uśmiechaliśmy się wesoło leżąc na kocu.Pamiętam ten dzień.Miałam w tedy 11 lat.Poprzedniego dnia dostałam list z Hogwartu i pojechaliśmy z rodzicami na ulubioną łąkę by zrobić piknik i uczcić to.Jedliśmy kanapki,owoce i piliśmy sok dyniowy.Kilka tygodni później moja mama umarła.Była w swojej pracowni i eksperymentowała z jakimś eliksirem.W pewnym momencie eliksir wybuchł jej w twarz.Ona i tata byli w tedy na dworze,nie wiedzieli,że w tym momencie mama próbuje się wydostać z pracowni by się nie udusić,ale drzwi się zatrzasnęły.Mama się udusiła.Udusiła się dwa tygodnie przed jej wyjazdem do Hogwartu.Planowały,że razem zrobią zakupy szkolne na pokątnej.Łza spłynęła jej po policzku.Ubrana w ręcznik weszła do pokoju.Moja przyjaciółka spała,a inne koleżanki powoli się budziły.Wzięłam ubrania i poszłam do łazienki.Ubrana wyszłam i zauważyłam,że dziewczyny już wstały.Usiadłam na łóżku i wzięłam z szafki kosmetyki i lusterko.Kredką przejechałam pod oczami,a na powieki nałożyłam zielony cień.Czarnym tuszem podkręciłam rzęsy.Założyłam naszyjnik i kolczyki,które dostałam od Snape'a.I w tedy zauważyłam wisior od mamy.Wzięłam go do rąk i założyłam.Spakowałam książki i poszłam na śniadanie.Po zjedzeniu tostów i wypiciu soku pomarańczowego poszłam na pierwszą lekcję,którą były eliksiry.Notowałam i takie tam.Potem transmutacja,zaklęcia,OPCM,zielarstwo i podwójnie eliksiry.Między zaklęciami,a OPCM poszłam na lunch,który zjadłam z Scorpiusem i Martą.Po lunchu udałam się na OPCM,następnie na zielarstwo i podwójne eliksiry.Kiedy skończyłam lekcje była pora obiadowa.Udałam się więc na obiad.Przez cały czas miałam wrażenie,że ktoś mnie obserwuje.
         Po obiedzie moje nogi udały się do biblioteki,musiałam napisać esej z zaklęć,transmutacji i eliksirów.Kiedy skończyłam poszłam do pokoju wspólnego.Wszyscy siedzieli smutni,a kiedy weszłam zobaczyłam,że Snape również siedzi z nimi.
-Co jest ?-zapytałam.
-Tak bardzo mi przykro.-powiedziała Marta.
-Ale o co chodzi ?-byłam zdziwiona,przerażona bo nie wiedziałam o co się rozchodzi.
-Chodzi o to...-odezwał się nietoperz.-Pani rodzina.
-Tak ? Co z nią ?-byłam przerażona.
-Pani ojciec...nie żyje...tak jak reszta pani rodziny.-przerażenie zamieniło się w smutek,smutek w złość,a złość w depresję.Opadłam na kolana i zaniosłam się płaczem.PO kilku sekundach obok mnie był już Mistrz Eliksirów.Objął mnie,a ja wtuliłam się w niego.      

Byle by przeżyć : Rozdział Szósty : Ból.

                                Nastał czas pokoju i miłości,lecz nie na długo.Po moim powrocie rodzice traktowali mnie jak jajko,Mark przychodził codziennie po szkole by dać mi odpisać lekcje i tłumaczyć coś trudniejszego,ale najbardziej wysilał się Markus,przynosił mi jedzenie,spełniał moje zachcianki.Podobało mi się to.Ale potem przyszedł smutek.A dokładniej ból.Bardzo mocny ból.
                              Dowiedziałam się o tym,że Mark w drodze do mnie wpadł pod samochód.Pierwsza myśl jaka mi przyszła do głowy to : ,,To tylko sen,koszmar który ma pokazać mi jak bardzo go kocham i że bez niego nie dam sobie rady." Mark nie umarł,zapadł w śpiączkę.Pewnego dnia bez wiedzy rodziców,Markusa i ogólnie wszystkich wyszłam z domu.Przeszłam kilka kilometrów do szpitala o własnych siłach,byłam słaba,bardzo słaba,ale musiałam go zobaczyć.Gdy weszłam do szpitala,podeszłam do recepcji.
-Gdzie leży Mark Saviore ?-zapytałam słabym głosem.
-Sala numer 13.-powiedziała kobieta nawet na mnie nie spoglądając.
Na słabych nogach,udałam się do sali numer 13.Gdy weszłam do niej dech mi zaparło.Zamknęłam za sobą drzwi i opadłam na krzesło.Ujęłam rękę Marka w moją rękę.Splotłam nasze palce i zaczęłam płakać.Tym razem nie obwiniałam się,że płaczę jak małe dziecko,tym razem obwiniałam się o jego stan.Kiedyś długie brązowe włosy opadały na jego ramiona,teraz cała jego głowa byłą owinięta bandażem.Jego niebieskie oczy były ukryte za powiekami,a niegdyś jego ciemna karnacja stała się blada.Płakałam i płakałam póki nie zasnęłam na jego ręce i mojej złączonej razem.Obudziłam się,a na moich ramionach spoczywał koc,palce moje i Marka były złączone nadal.Kiedy podniosłam głowę zauważyłam,że na przeciwko mnie siedzi jego matka.Piękna kobieta.Długie rude włosy sięgające jej do bioder teraz były związane w warkocz,piękne zielone oczy patrzyły na mnie smutnie.Ta kobieta była najsilniejsza jaką znam.Gdy Mark miał 3 lata jego ojciec zmarł,a jego,jego matkę i jego brata Adama zostawił samych.Ta kobieta poradziła sobie w tedy i radziła sobie po śmierci pierwszego syna Adama.Wiele razy słyszałam jak Mark o nim opowiadał.Był wspaniałym chłopakiem.Miał rude włosy i zielone oczy.Z tego co pamiętam Mark mówił,że wyglądał jak jego matka,ale charakter miał po ojcu.Był wybuchowy,ale opiekuńczy,miły,ale czasem złośliwy.Adam zmarł z powodu raka.Gdy umarł jego matka nie poddała się i zamiast zejść na samo dno jak to zwykle się dzieje kiedy umiera syn i mąż,stała prosto z podniesioną głową.
-Dzień dobry.-powiedziałam i usłyszałam jak bardzo słaby mam głos.
-Witam.Widzę,że czuwałaś przy moim synu.Dziękuję Ci za to.Jesteś zapewne głodna.Chcesz kanapkę z nutellą ?
-Tak czuwałam przy nim,nie ma pani za co dziękować i tak jestem głodna i z chęcią zjem kanapkę.-uśmiechnęła się,a ja odwzajemniłam uśmiech,wyjęła z torebki kanapkę zawiniętą w folię i poddała mi ją.Po chwili już zajadałam się kanapką,rozmawiając z mamą Marka.
-Więc mówisz,że mój syn bardzo ci pomagał i nadal pomaga ?
-Tak zgadza się.Pomagał mi kiedy stoczyłam się na dno i wyciągnął mnie z niego.
-To dobry chłopak,tak bardzo przypomina mi jego ojca,bo widzisz jego tata też miał te piękne niebieskie oczy i te brązowe włosy,które on posiada.Nie raz Mark mówił,że jesteś wspaniała i miał rację.Jesteś bardzo mądrą dziewczyną i w dodatku bardzo piękną.On bardzo Cię kocha.
-Wiem.-po moim policzku popłynęła mi łza.  
                    Rozmawiałam z jego mamą przez kolejne kilka godzin,potem odprowadziła mnie do domu,powiedziała moim rodzicom o wszystkim.Że siedziałam tam z nim i że jadłam i wiele wiele innych.Potem rozmawiałam z rodzicami i nie obeszło się bez łez.Kiedy opadłam na łóżko,obok mnie pojawił się Markus.Leżał ze mną na łóżku i nie zadawał zbędnych pytań.Leżeliśmy w ciszy i to nie byłą to cisza krępująca tylko miła,wręcz zbawienna.Leżeliśmy tak póki nie zasnęłam i śniła o tym,że życie jest  bezpiecznie bez zbędnych niebezpieczeństw i zmartwień.Ale to był tylko sen.

czwartek, 16 maja 2013

Córa Domu Węża : Rozdział Czwarty - Mrok powraca.

                Usiadłam przerażona w fotelu,który swoją drogą była bardzo wygodny.Wszyscy siedzieliśmy w ciszy.Każdy pogrążony we własnych myślach.Ja np. myślałam o tym,że to moje najgorsze urodziny.Akurat musiał sobie moje urodziny wybrać za dzień powstania.Cholerny Voldemort.Panował pokój,a teraz powróci wojna i kolejne chwilę,w których ludzi będą tracić ukochanych,rodzinę i przyjaciół.Znów nikt nie jest bezpieczny.
             Myślałam czy się nie odezwać lecz nie miałam takiej odwagi.
-A może,no nie wiem,spróbujemy go pokonać.?-ciszę przerwała Marta.-W końcu nasi rodzice walczyli z nim,albo u jego boku.
-A może tak po prostu odpuścimy.?-zapytałam się i wszyscy spojrzeli na mnie.-Jak wrócił to musi coś znaczyć prawda.?Jak go pokonamy to on znowu wróci i tak w kółko,a raczej nie chcemy wojen do końca świata prawda.?-nie wiedziałam,że temu wszystkiemu przygląda się Severus Snape,naczelny postrach Hogwartu.
-Widzę,że myślicie jak zabić Czarnego Pana.-podskoczyłam na dźwięk jego głosu,zresztą tak jak każdy.-Nie uda wam się to.Nie palcie się do tego.Wierze,że nie będziecie maczać paluchów w tym bagnie.To sprawa dorosłych.-spojrzałam w jego oczy i zobaczyłam straszny smutek i ból.Po tych słowach odszedł.Zapanowała cisza po raz kolejny.Marta wstała.
-Nie wiem jak wy,ale ja będę walczyła,nie po jego stronie lecz po dobrej stronie.
-Ja też.-powiedział Scorpius Malfoy.Syn Draco Malfoy'a,
-W takim razie ja też.-wstałam tak jak Marta i Scorpius.Wyszliśmy we trójkę z salonu i poszliśmy na błonia.
-To tutaj się wszystko zdarzyło.-powiedział Scorpius.-Tata opowiadał mi jak śmierciożercy i ludzie z zakonu feniksa walczyli ze sobą,wielu poległo i wielu odeszło żywych.
-Niezwykle ciekawe Scorpiusie,ale niezbyt nas to obchodzi.-powiedziała Marta.
-Marta uspokój się,on chce po prostu udowodnić,że wie to i owo.-nie wiedzieliśmy,że z wieży obserwuje nas Snape.
-Obserwuje nas ktoś.-powiedział Scorpius.
-Masz paranoję.
-Naprawdę,spójrz na wieżę astronomiczną.-obie tam spojrzałyśmy i miał racje.
-Chyba wszyscy wiemy kto to jest.-powiedziałam.
-Go poznam na kilometr.
-Powiedział,że mamy trzymać się od tego z daleka.-powiedział Scorpius.
-Boi się,że coś nam zrobi?-zapytała kpiąco Marta.
-A ty nie?-zapytałam.
-Oczywiście,że nie.-resztę dnia spędziliśmy na dworze.W samotności urządziliśmy sobie piknik.Kiedy zaczęło padać nadal siedzieliśmy na błoniach.
               Choć padało siedzieliśmy i żartowaliśmy.Kiedy przyszedł czas kolacji,nie pojawiliśmy się.Płakałam ze śmiechu.Scorpius okazał się fajnym chłopakiem,a nie taki jak wszyscy mówią.Mówili,że jest zadufany w sobie,zbyt dumny by prosić o pomoc,ale widać było na rzut oka,że Marta mu się podoba.Kiedy zrobiło się ciemno wróciliśmy do zamku,okazało się,że jest już dwano po ciszy nocnej.Kiedy dotarliśmy do dormitorium,a ja dotarłam do łóżka,padłam w głęboki sen.
 

Zachęcienie do myślenia...

Szczerze mówiąc nie wiem po co to pisze,ale mam przeczucie,że muszę.



                                                                Każda Chwila

Każda chwila w moim życiu to tortura.Brak przyjaciół...męczy.Pytają mnie : ,,Czego pragniesz?". Tak naprawdę nie wiem czego pragnę...może pragnę miłości,przyjaźni,a może akceptacji?Nie wiem.Dla wielu ludzi,akceptacja jest bardzo ważna,a jeśli jej nie otrzymują żyją w samotności.Wielu ludzi przez brak akceptacji próbuje się zabić i wielu ludziom się to udaje.Ja może spędzam przerwy wśród przyjaciół,ale i tak czuję się samotnie.Przeraża mnie to,że kiedy ludzie umierają to owszem na pogrzebie bliscy płaczą,przyjaciele tej osoby też,ale potem gdy przychodzi stypa,cieszą mordy chociaż powinni wspominać wspaniałe momenty z tą osobą.Mają przez rok mieć żałobę,a po kilku miesiącach zaczynają znowu nosić kolorowe ubrania,cieszą się na prawo i na lewo,chodzą na imprezy i to mnie przeraża.No bo jak ktoś mi umiera to myślę o nim,nadal go kocham i nadal za nim tęsknię,pamiętam o nim tak?A nie przynoszę mu znicz w tedy kiedy mi się przypomni.Tak czy owak wiem jedno,że kiedy kogoś bardzo kochamy (nie ważne czy to kolega,koleżanka,przyjaciel,przyjaciółka czy członek rodziny) to tęsknię zawsze za tą osobą,martwię się o nią i kocham ją całym sercem.Ostatnio uznałam, że potrzebuję motta i moje motto brzmi : Każda chwila może być wspaniale jeśli tylko tego chcemy. Tak ten post miał wam otworzyć oczy na nie które sprawy. I zachęcić was do myślenia o tak ważnych sprawach.

niedziela, 12 maja 2013

Czym jest miłość.?Moje spostrzeżenia.

Widzicie dzisiaj mnie tak naszło na pytanie ,,Czym jest miłość.?". Sprawdziłam  w google,a tam napisanie jest,że to silne uczycie do innej osoby itp. itd. Bo widzicie większość z nas zna uczucie jakim jest miłość do rodziców,nie wyobrażamy sobie życia bez nich,trud straszny itp. Miłość do rodzeństwa też znamy,a jak nie znamy to jest ot miłość mówiąca,że jest i mamy co robić z kimś,kochamy go/ją ale czasami zaczynamy nienawidzić za słowa lub czyny. Większość z nas ma przyjaciół i wie jakie to uczucie,kiedy przyjaciel zdradzi nas,okłamie lub będzie obgadywał,w tedy to boli jak cholera i raczej nie przestaje boleć. Ja bym chciała wiedzieć jak to jest kochać drugą osobę,tak jak np. pary są w sobie zakochane,małżeństwa itp. Uważam,że to musi być wspaniałe uczucie,być kochanym i kogoś kochać w ten fantastyczny sposób. Nie wiem może ja jestem taka inna,dziwna,że takiej osoby nie umiem znaleźć.Jeśli chcecie to w komentarzach napiszcie co o tym myślicie.

Podziękowania.

Chcę podziękować naszej graficzce Brutalnie Szczerej mam u niej wielki dług za wspaniale wykonaną robotę.Zmieniła mojego bloga,tak,że płakałam ze szczęścia,że jest taki piękny.Chcę również podziękować Wam za to,że czytacie moje wypociny i że Wam się podobają,to właśnie ilość osób,która to czyta jest dla mnie motywacją i ostoją do dalszego pisania.Wiec czytajcie jak chcecie,jeśli Wam się podoba bardzo się cieszę i liczę na to,że dalsze rozdziały jak i opowiadania będziecie czytać,a ja będę je pisać dla Was z wielką chęcią.Jeszcze raz Wam wszystkim dziękuję bez Was nie byłoby tego bloga.

piątek, 10 maja 2013

Córa domu węża : Rozdział Trzeci - Gorzej już być nie może part 2

           Usiadłam na ławce i zaczęłam nakładać sobie jedzenie.Nałożyłam sobie jajecznicę i zaczęłam spokojnie ją zjadać.Myślałam nad tym,że moja rodzina możliwe że polubiła Slytherin.Byłabym w siódmym niebie.Spojrzałam na stół nauczycielski Snape'a nie było czyli to znaczy,że...
-Panno Wesley chyba nie chce pani się spóźnić na szlaban.-to był Snape,a ja przerażona jego głosem podskoczyłam przy czym mój widelec wylądował za nim,a wszystko co było na owym widelcu na nim.
-O mój boże ja pana strasznie przepraszam,wystraszył mnie pan i...-urwałam ponieważ dopiero teraz zauważyłam,że stoję i z wszystkich sił próbuję go oczyścić z mojej jajecznicy.
-Tak.?-Snape uniósł jedną brew w pytającym geście i uśmiechnął się wrednie.
-I przepraszam.
-Za mną do lochów.
-Ale...
-Już.-odszedł,a ja tak bardzo chciałam zjeść tą jajecznicę.Podążyłam za nim idąc jak na ścięcie.Szedł szybko co utrudniało mi chodzenie jak na ścięcie.
          Gdy weszliśmy do jego pracowni nie usiadł na swoim miejscu jak zawsze.Szedł dalej.
-Zostań tu.
-Dobrze.-wszedł za jakieś drzwi,te do jego prywatnych komnat jak mniemam.Usiadłam na krześle na przeciwko biurka.
-Zamknij oczy.-powiedział.Nie zauważyłam kiedy wszedł.
-Ale...
-Po prostu zamknij.
-Dobrze.-posłuchałam go i zamknęłam oczy.Po chwili się odezwał.
-Otwórz oczy.-zrobiłam tak jak kazał.A na biurku pojawił się prezent.-Tak to dla ciebie,ale nie myśl,że tak będzie za każdym razem.
-Tak jest.
-Otwórz go głupia dziewucho.-wykonałam polecenie i zaniemówiłam.Były to kolczyki i naszyjnik z godłem Slytherinu.Wyglądały staro,ale przy tym pięknie.
-Nie wiem co powiedzieć.
-To nic nie mów.
-Dziękuję.-powiedziałam.
-Nie dziękuj.Pomóc Ci założyć.?Czy wolisz mieć ta biżuterię co masz na sobie.?
-Proszę tamtej nie zdejmować,po prostu tą założyć.
-Dobrze.-po chwili zapinał mi naszyjnik.Nie chcący dotknął mojej skóry co spowodowało dreszcze na moich plecach.Założyłam kolczyki i zaczęliśmy pracę.
-Amortencja. Co powoduje.?
-Powoduje zakochanie się jakiejś osoby w innej.
-Zgadza się.Na terenie szkoły nie można go używać.
-Tak wiem,niech zgadnę mam go uwarzyć.?
-Tak.-Profesor podał mi składniki i zaczęłam warzyć.Nie wiem ile warzyłam,ale dość długo.
-A teraz przelej go do twojej nowej fiolki.
-Dobrze.-powiedziałam i zrobiłam to co mi kazał.
-Zakorkuj.-wykonałam kolejne polecenie.
-A teraz możesz iść.
-Naprawdę.?Mogę go wziąć.?
-Tak naprawdę i tak możesz.
-Dziękuję.Do widzenia.-wyszłam delikatnie zamykając drzwi.Miałam amortencję.W dodatku przez mnie wykonaną i to dobrze.Kiedy weszłam do salonu o mało nie dostałam zawału.
-Niespodzianka.!-krzyknęli wszyscy uczniowie z szóstego i siódmego roku.
-Impreza miała być po obiedzie.
-I jest.-odezwała się Marta.-Po prostu ty u naszego kochanego profesorka przesiedziałaś tak długo,że nie było was na obiedzie.
-Oh...
-Tak oh,ale powiedz skąd masz tak wspaniały naszyjnik i kolczyki z naszym godłem.-i zaczęłam im opowiadać,co chwila były okrzyki zdumienia.
        Potem jak skończyłam opowiadać,zaczęliśmy się bawić.ale w tedy do salonu wbiegł przerażony piątoroczny.
-Voldemort...-wszyscy na niego spojrzeli zdziwieni,bo przecież Voldzio zniknął z powierzchni ziemi jakiś czas temu.-Voldemort powrócił.!
-Kłamiesz.!To nie możliwe.Oszalałeś.-zaprzeczyłam jego słowom.
 -Nie kłamię.Siedziałem w wielkiej sali i w tedy wbiegł przerażony Snape i krzyknął na całą Voldemort powrócił.Drops powiedział,że to nie możliwe,a Snape na to,że jest wzywany.-powiedział chłopak na jednym tchu.
-O cholera.
-W końcu już raz udało mu się wrócić.Więc wrócił i drugi raz.Pewnie tak dla zabawy.Żeby nie zniszczyć jebanej reputacji.-powiedziała Marta.Ale jedna myśl chodziła mi po głowie.Gorzej już chyba być nie może...

Byle by przeżyć : Rozdział Piąty - Pozytywy gdzie się chowacie.?

                 Obudził mnie budzik.W końcu zaczęłam chodzić normalnie do szkoły,ale nie szło mi najlepiej.Oczywiście Mark przychodził do mnie codziennie i wszystko mi tłumaczył,pomagał mu Markus,który się starał mi pomóc.Niestety nie dawało to nic.Minął miesiąc od mojego powrotu do szkoły,a ja byłam do tyłu o kilka lekcji,których niestety nie rozumiałam.Nauczyciele też próbowali bez skutecznie niestety.Pytałam mamy,a ona przekierowała mnie do taty,a tata tłumaczył mi.Owszem tłumaczył,ale minimalnie 5 godzin,a ja nadal nie rozumiałam.Nauczyciele pytają się jak to możliwe.No jakoś możliwe.
             Zeszłam na dół na śniadanie,które było pyszne.Naleśniki...Kocham naleśniki.Ostatnio mieliśmy sprawdzian z planet i kosmosu ogólnie.Ostatnia planeta jaką miałam napisać to Neptun...napisałam Naleśniki.Ale był polew.Nawet nauczycielka się śmiała,ja też z własnej głupoty.No cóż.Zdarza się.Niezbyt się załamałam.Po śniadaniu poszłam wziąć zimny prysznic,ale oczywiście w pewnym momencie poleciała parząca woda i się poparzyłam cała.Więc wybiegłam spod prysznica wywróciłam i uderzyłam głową o brzeg wanny.Rozcięłam wargę i straciłam przytomność.Po jakiejś godzinie znalazła mnie Elfka.Kiedy się obudziłam byłam w szpitalu.
-Jak się czujesz.?-zapytał lekarz,obok niego stała pielęgniarka,która coś sprawdzała.
-Głowa mnie boli,a po za tym jest ok.-słowa głowa mnie boli to mało powiedziane,normalnie rozsadzało mi głowę.
-Wiesz co się stało.?-zapytał.Szczerze to miałam mętlik w głowie,ale coś tam pamiętałam.
-Coś tam pamiętam.Brałam zimny prysznic,poleciała gorąca woda więc wybiegłam,a potem to juz nie pamiętam.
-Dobrze.W takim razie muszę Cie powiadomić,o tym że masz wstrząs mózgu.Spokojnie,spróbujemy Ci pomóc.Do czasu,aż wyzdrowiejesz zostajesz w szpitalu.A i jeszcze jedno.Masz rozciętą wargę.-po tych słowach wyszedł,a ja automatycznie dotknęłam palcami wargę.Miał rację.Szczypało,ale bardziej mnie głowa bolała niż szczypała warga..Tak czy owak,pielęgniarka po jakiś 5 minuta przyniosła mi jakieś tabletki,jakąś na ból głowy,jakąś jeszcze i na sen.Przydały się.Zasnęłam po kilkunastu minutach,a gdy obudziłam się,siedział obok mnie Mark.
-Cześć.-powiedział zatroskanym głosem.-Jak się czujesz.?
-Hej.Wiesz czuję się lepiej niż w tedy kiedy obudziłam się ostatnio.
-No widzisz jesteś jak kto.Stajesz na cztery łapy.
-Taaak.
-Nie wiesz o co mi chodzi prawda.?
-Prawda.
-Ludzie się zmieniają.
-To wiem.-powiedziałam,a on się uśmiechnął,odwzajemniłam uśmiech.
-Do niedawna byłaś straszna,wulgarna,nie miła.Spadłaś w tedy na dno.Więc jesteś jak kot,wspięłaś się na górę,a po za tym przypominasz kota.-oboje roześmialiśmy się na te stwierdzenie.
             Czułam się przy nim bezpieczna.Ale jedno jest prawdą pozytywy się schowały.Bo jeśli pozytywem jest to,że mam rozciętą wargę i mam wstrząs mózgu to...nie to nie są pozytywy,pozytywem jest to,ze zmieniłam się.Na lepsze.Po kilku godzinach Mark poszedł do domu,a ja zostałam sama.Nie mając co robić,zapadłam w błogi sen.
   


Kochani,dzisiaj wieczorem dodam jeszcze rozdział Córy Domu Węża.Do zobaczenia wieczorem.

środa, 8 maja 2013

Córa domu węża : Rozdział Drugi : Gorzej być nie moze. part 1.

           Obudził mnie szmer,wielki szmer.Przerażona skuliłam się ma łóżku by chwilę później śmiać się z przyjaciółki.
-Wszystkiego najlepszego.!Które to już urodziny.?Siedemnaste,szesnaste bo nie wiem jak mam napisać na torcie.
-Hahah...Marta to moje szesnaste urodziny.
-Wiem tak droczę się tylko.-Powiedziała i wręczyła mi prezent,którym była piękna suknia.Wstałam i poszłam do łazienki po szybkim prysznicu ubrałam się w ową sukienkę.
        Wyszłam i stanęłam w dormitorium.Marta siedziała na moim łóżku.
-I jak wyglądam.?
-Niesamowicie.A teraz chodź musimy iść na śniadanie,a potem masz lekcje u Snape'a.A potem czyli po obiedzie wracamy do pokoju wspólnego na mega imprezę.
-Nie trzeba było.
-Owszem trzeba,ale teraz chodź.
Szłam za nią i nie wiedziałam w jakim czasie się znalazłyśmy przed wielką salą.
-Ok wchodźmy bo przy twoich ruchach na pewno się spóźniłyśmy.-Weszłyśmy,a pierwsze co zobaczyłam do stos prezentów,które leżały na stole Slytherinu.
-To twoja robota.?
-Nie,prezenty od nas dostaniesz na imprezie.-Widziałam jak wszyscy się na nas gapią.Podbiegłam do stołu i przeczytałam kartkę leżącą na prezencie na samej górze. ,,Kochanej Margaret od całej rodziny". Łza szczęścia popłynęła mi po policzku.Otworzyłam prezent pierwszy z góry był to pierścień z godłem Slytherinu.Tylko ciocia Ginny była zdolna do czegoś takiego.Następnym prezentem był naszyjnik od taty z dwoma godłami połączonymi w jedno.Gryffindor z Slytherinem.
-Piękny.-Powiedziała Marta.Miała rację.Jest przepiękny.Otworzyłam ostatni prezent i zatkało mnie.Była to fiolka na eliksir,ale nie to m,nie zaskoczyło tylko jej wygląd.Snape zaczął do nas podchodzić,a kiedy stanął za mną tez go zatkało.Fiolka była w kształcie godła Slytherinu.Była do niej przyklejona kartka : ,,A to od całej rodzinny".Byłam szczęśliwa.Jak nigdy w życiu.
             Zamierzałam do tej fiolki przelać mój dzisiejszy eliksir.Piękniejszej fiolki nie widziałam.W końcu Mistrz Eliksirów odszedł,ale nadal zszokowany.Ja też byłam w szoku,ponieważ moja rodzina nie lubiła Slytherinu.Chyba zmieniła zdanie.

Byle by przeżyć : Rozdział Czwarty : I w tedy przychodzi ukojenie...

                Stało sie coś czego się nie spodziewałam.Zakochałam się.A w kim.?W duchu.W jebanym duchu to przecież nie możliwe.Tak się nie dzieję.Ale jednak.Przyszło to jak ukojenie zmysłów.Zaczęłam chodzić do szkoły,znaczy już chodziłam,ale po dość długiej nie obecności wróciłam.Szłam do szkoły raźnym krokiem.Ludzie patrzeli na mnie jak na wariatkę.Coś w stylu ,,Co się z nią stało.?Przecież była taka ponura." owszem byłam ponura,ale to się zmieniło.Zmieniło wraz z miłością.Markus musiał być fantastycznym chłopakiem,a ja widziałam się z nim wtedy kiedy chciałam,kiedy go potrzebowałam pojawiał się.
              Kiedy doszłam do szkoły podeszłam do Marka,który o dziwo nie stał z Deanem,który stał z piękną dziewczyną.To byłą ta laska,z którą go nakryłam.Nie dziwię się mu.Od tamtego dnia wszystko się zmieniło.Nie byłam tak wulgarna,zaczęłam płakać strumieniami.Ale to mi pomogło.Obecność Markusa i obecność Marka,który codziennie do mnie dzwonił pytać się czy żyję.Moje serce zostało złamane,ale moi przyjaciele je skleili i dodali swoje zdjęcia przypinając je do mojego serca.
-Ziemia do Bella.-Powiedział Mark.Tak się zamyśliłam,że nie słuchałam co on do mnie mówi.
-Przepraszam,zamyśliłam się.
-Ok nic się nie stało.Mówiłem,że dzisiaj ma być apel na temat narkotyków,więc może się z niego urwiemy.
-Wiesz może na nim zostańmy.-Powiedziałam niepewnie.Jasne,że nie chciałam o tym słuchać,ale obiecałam Markusowi,że nie będę się urywać ze szkoły.
-Ok to zostaniemy.Ale może już wejdziemy do szkoły.Co ty na to.?
-Ok chodźmy.-Przerwę spędziliśmy razem,choć zawsze każdą lekcję siedziałam z Deanem,tym razem było inaczej.Mark siedział obok mnie na każdej lekcji,a na każdej przerwie siedział ze mną na dworze.Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym.Ale pomagało mi to.Raz rozmawialiśmy o nowych smakach Tymbarka,a potem o szkole.Lekcje mijały wesoło tak jak przerwy.Nawet nie zauważyłam jak szkoła się skończyła.Mark odprowadził mnie do domu.Przez chwilę kłóciłam się z nim o ty czy wchodzi czy nie.Nie wszedł.Poszedł do siebie,a ja poszłam w kierunku domu,raz w życiu w dobrym humorze.Od progu przywitał mnie Markus.Opowiadał mi o tym co się działo kiedy mnie nie było.Kiedy weszłam do kuchni...zaniemówiłam.Mama i tata siedzieli przy stole i rozmawiali.
-Bells kochanie musimy porozmawiać.-Powiedziała mama.Od dawna nie słyszałam tego tonu.Taki opiekuńczy.Tata o dziwnie nie patrzył na mnie jak śmiecia,a może nigdy tak nie patrzył.
-Ok.O co chodzi.?-Powiedziałam,a w moim głosie było słychać strach.
-Chcieliśmy Cię przeprosić.Nie spędzaliśmy ze sobą czasu od bardzo dawna.Postanowiliśmy z twoim ojcem,że w sobotę jedziemy wszyscy razem na wycieczkę rowerową,a potem do wesołego miasteczka.Od dzisiaj będziemy również jeść razem obiady,a jeśli będziesz miała trudności z jakiegoś przedmiotu to zapraszam do mnie lub do taty.Pomożemy Ci.-Ta zmiana mnie zaskoczyła,ale byłam szczęśliwa.
         Przez chwilę trwaliśmy w milczeniu.W końcu się odezwałam.
-To gdzie ten obiad.?-Powiedziałam,a mama zaczęła się śmiać pięknym kobiecym  głosem,tata tubalnym śmiechem objął całą kuchnię,po krótkiej chwili ja też się zaśmiałam.Popołudnie spędziłam w towarzystwie rodziców,a potem nastał wieczór.Łazienka wypełniona po brzegi zapachem róż,które dają ukojenie mi od zawsze.Po odprężającej kąpieli i ubraniu siew pidżamę.Położyłam się na łóżku,a obok mnie Markus.
-Myślisz,że moje życie się zmieni.?-Zapytałam go.
-Jestem tego pewien jak nigdy w życiu.-Dzięki tym słowom zasnęłam i  śniłam o moim przyszłym życiu,które będzie pełne pozytywów.Na to liczę. 

Wróciłam :-)

Wróciłam i nie zamierzam odchodzić.Nie zamierzam usuwać bloga,ale przez brak czasu i mnóstwo nauki jest tak jak jest.Dzisiaj napiszę rozdziały do obydwóch opowiadań i myślę,że się spodobają.Na to liczę. ;-)

czwartek, 2 maja 2013

Takiego zastoju....

Takiego zastoju to ja nigdy nie miałam.Nie potrafię pisać już opowiadań.Możliwe że to przez brak weny,ale jak na razie nie musicie czekać na jakieś kolejne rozdziały ponieważ wątpię,ze przez najbliższy czas coś wymyślę.Przeczytam kilka książek,może dostanę natchnienia.Wiec przepraszam,ale jak na razie następnych rozdziałów nie będzie.