Muzyka

sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział drugi : Człowieczeństwo

                 Człowieczeństwo to coś co posiada każdy człowiek,wie że nie wolno zabijać i że nie powinien zachowywać się jak zwierzę,a jednak niektórzy tak robią.
               Elizabeth obudziła się wczesnym rankiem.Jej sen pobudził ją do pisania,tak owszem była pisarką,wyśmienitą pisarką,może i nie zarabiała za dużo ale robiła coś co kochała.Po kilkunastu minutach leżenia w łóżku znudziło ją to.Wstała i poszła się ubrać.Wybrała piękną suknię,znaczy piękną według wszystkich,ale jej osobiście się nie podobała.
Sukienka miała do niej przemawiać,a nie odrzucać ją.Jednak był to prezent od jej matki,a dzisiaj szła na zaślubiny Amelii i Eryka.Czy była zła.?Owszem.Miała tańczyć z Andreu.Mężczyzna podobał się jej,ale taniec ten,który mają tańczyć to tango.Taniec miłości,namiętności i pożądania.Osobiście lubiła ten taniec,ale kiedyś chciała tańczyć go z kimś kogo kocha.Kogo pożąda i kogoś komu oddałaby się w całości,ze wszystkimi swoimi wadami.Pisząc kolejny rozdział swojej książki była zadowolona z tego,że wreszcie nawiedziła ją ukochana wena.W pewnym momencie usłyszała krzyki.Wyszła na balkon,a tam zauważyła tłum ludzi.Nie chciała wychodzić na dół bo nie widziała takowej potrzeby.Z klatki obok jakaś kobieta wybiegła i z płaczem rzuciła się w tłum.Po chwili słychać było tylko jej szlochy.Nie wytrzymała,zarzuciła na ramiona swój nowiutki płaszcz i zeszła na dół.Przepchała się przez tłumy i ujrzała kobietę pochylającą się i szlochającą nad ciałem jakiegoś chłopca.Chłopiec miał podcięte gardło,a oczy miał szeroko otwarte.,,Gdzie się podziało człowieczeństwo.?" pomyślała Elizabeth.Nie znała kobiety,ale podeszła do niej i zdjęła swój płaszcz z ramion,zawiesiła go na niej i położyła jej rękę na ramieniu.Chciała pokazać jej,że jej współczuje.Kobieta spojrzała na nią,a w jej oczach pojawiło się podziękowanie.Usiadła obok niej i głaskała ją po głowie.Po kilkunastu minutach ludzie rozeszli się,a ona została.
-Powinna pani zadzwonić po kogoś.
-Nie mam po kogo.Mój syn był jedyną bliską mi osobą.
-A mąż.?
-Nie mam.Wychowywałam Alexa sama.
Jeszcze bardziej Elizabeth zrobiło się żal kobiety.Jeszcze chwilę z nią rozmawiała,pozwoliła zatrzymać płaszcz i poszła do domu.Wzięła nieco starszy płaszcz,ale równie piękny i wyszła z domu.Kierując się na dworek narzeczonego jej przyjaciółki.Po przejściu kilku kilometrów,doszła do celu.Ujrzała przepiękny dom.Nie był to dom nowoczesny,ale wyglądał jak z bajki.Dość często marzyła o takim domu.Piękny ogród gdzie kolorowe kwiaty dominowały.Dom zbudowany z cegieł i drewna,z małą altanką z przodu i cały obrośnięty bluszczem.Nie dało się rozpoznać koloru.Na zewnątrz było mnóstwo ludzi.Zobaczyła swoją przyjaciółkę i zaniemówiła.Jak dobrze pamiętała Amelia nie lubiła nosić krótkich sukienek,a tu proszę.Chciała podbiec do niej i błagać ją by to zdjęła.W jednej chwili pomyślała od odwróceniu się i odejściu jak najdalej,ale to byłą jej przyjaciółka i musiała szanować jej decyzje.Choć zmieniała się przez niego.Szła w ich kierunku.Amelia zauważyła ją i jej uśmiech zamienił się w wrogą minę.Elizabeth zatrzymała się.Nie wiedziała o co jej chodzi.Spojrzała za siebie,ale nikogo nie zobaczyła.Amelia podeszła do niej i nie tak jak zawsze przytuliła ją.
-Co ty tu do diaska robisz.?!
-Zapraszałaś mnie,więc przyszłam.
-Teraz jestem w innej sferze i ty również w innej w niższej.Więc racz się nie ukazywać w moim domu.-łzy poleciały Elizabeth z oczu.Wybiegła z jej posiadłości,biegła całą drogę do domu,a tam przebrała sie w inną sukienkę i zniszczyła lustro.Z odłamku szkła,przecięła lekką linią nadgarstek i położyła się na łóżku.Łzy nie przestawały spływać po jej policzkach.Teraz wiedziała kiedy się kończy człowieczeństwo i wiedziała,że nie ma już nikogo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz