Muzyka
wtorek, 30 kwietnia 2013
Córa Domu Węża : Rozdział Pierwszy
~*~Kilka lat po zdarzeniu z prologu(w tedy bohaterka miała 11 lat).
Można śnić na jawie i normalnie.Ja nigdy nie śnię.Kolejna pojedyncza łza popłynęła mi po policzku.Teraz mam lat 16.Łza za łzą płynęła.Tak bardzo pragnęłam zobaczyć tatę,babcię Molly,dziadka Artura,wujka Billa,wujka George,ciocię Ginny no i wielu,wielu innych czarodziei.Poczytałam coś o moim ojcu,wujku Harrym i mamie.Jak się okazało tata i wujek grali w drużynie quidditch'a,a mama była jedną z najmądrzejszych czarownic od czasów Roveny Renvenclaw.Wszyscy myśleli,że po wojnie mój opiekun domu węża nie żyje.Pomylili się.Ciała nigdy nie odnaleziono i pomyśleli,że ktoś je ukradł.Okazało się,że teleportował się do swojej posiadłości.
Można go uznać,za mądrego.Znaczy ja go niezbyt lubiłam(ale tak jak każdy),szanowałam go,ale nic po za ty.Albo nie.Szanowałam go,podziwiałam za wiedzę i potęgę.To moje jedyne uczucia pod względem Severusa Snape'a.Wstałam po kilkunastu minutach leżenia na łóżku.Jest sobota.Jedyny wolny dzień prócz niedzieli.Jest godzina 15:30 cholera od półgodziny powinnam być u Snape'a.Wybiegłam wręcz z dormitorium i przebiegając przez pokój wspólny udałam się na korytarz,którym biegłam do gabinetu Snape'a.Pewnie zastanawiacie się dlaczego.? ponieważ na lekcjach wysadziłam dwa kociołki.Mówi się trudno,a nie męczy dupę uczennicy.Kiedy stanęłam przed drzwiami gabinetu byłam spocona i miałam zadyszkę.Otarłam ręką pot z czoła i zapukałam delikatnie w czarne,drewniane drzwi.Usłyszałam wściekłe wejść.Mam przesrane.
-No witam.Panience wreszcie zachciało się przyjść.-powiedział wściekle Snape.Chciało mi się płakać.Nienawidziłam gdy ktoś się na mnie wydziera,albo jest na mnie wściekły.Powstrzymałam łzy,które siedziały mi w kącikach oczu zdolne za kilka sekund wypłynąć,pokazując całemu światu moją słabość.-Nie odezwiesz się.?
-Ja przepraszam panie profesorze.Zamyśliłam się i chyba zasnęłam.-w moim głosie wyraźnie było słychać przerażenie.Na usta profesora wpłynął iście ślizgoński uśmiech.Byłam bliska płaczu.Gruba szyba między łzami,a moim okiem skruszyła się i pozostał tylko maleńki kawałek,za którego w każdej chwili mogą popłynąć łzy.
-Siadaj.Przygotuję składniki i poćwiczymy wywar śmierci,którego tak bardzo nie umiesz zrobić.-byłam szczęśliwa jak nigdy dotąd.Severus Snape będzie mnie uczył inwidualnie.!Chwilę później przyniósł składniki.Przez pierwsze dwa razy mi się nie udawało.Nauczyciel zawiedziony wyszedł do swoich kwater.Usiadłam i łzy popłynęły mi po policzkach.Kawałek się złamał.Wstałam wzięłam składniki i zaczęłam na nowo robić eliksir.Łza za łzą płynęła mi po policzkach,zawiodłam go.To mnie zmobilizowało.Nie chcę zawodzić ludzi.Nigdy w życiu.
Kiedy skończyłam eliksir i to poprawnie,uśmiechnęłam się pod nosem.Odtańczyłam taniec zwycięstwa i podeszłam by zapukać w mahoniowe dla odmiany drzwi.W tej chwili kiedy miałam stuknąć drzwi się otworzyły.
-Płakałaś.?-słowa,które usłyszałam zbiły mnie z tropu.Myślałam,że przyszedł mnie wygonić,a tu prosze.
-A czy pan pił.?-idiotka.Głupia idiotka.Chociaż czuć było od niego ognistą to nie widać było po nim,że jest pijany.
-Wesley.!
-Tak profesorze.?
-Płakałaś.?!
-Profesorze jestem przed panem i naprawdę nie jestem głucha.Tak płakałam,ale o to nie chodzi.Chodzi o to,ze skończyłam eliksir i uważam,że poprawnie go wykonałam.
-Czyżby.?-wyminął mnie i zajrzał do kociołka.-Dam Ci zadawalający nic więcej.
-Tak jest.
-Zmiataj stąd.
-Do widzenia profesorze.-powiedziałam i wyszłam z gabinetu.Poszłam do dormitorium,nie patrząc na nikogo,pierwsze co zrobiłam gdy weszłam do sypialni dziewcząt.Usiadłam na łóżku.PO chwili byłam już przebrana i zasypiałam.Czułam się bezpieczniej blisko Snape'a co mnie bardzo dziwiło.Kiedy usłyszałam szmer zasunęłam zasłony i zamknęłam oczy.Tak...czułam się o wiele bezpieczniej przy Mistrzu Eliksirów.
piątek, 26 kwietnia 2013
:)
No i pojawiło się.PIerwsze opowiadanie z cyklu fanfiction Harry Potter.Myślę że się spodoba.Prolog już sie pojawił.Czekajcie na resztę.
Córa Domu Węża : Prolog
Prolog
Wstała później niż by chciała. Nie wiedziała dlaczego się tu znajduje. A nie jednak wiedziała. Dlatego, że jej rodzina nic jej nie powiedziała o jej inności. Do niedawna myślała, że nie ma dziadków, że ma tylko rodziców. Okazało się inaczej. Jej rodzina się ukrywała przed resztą rodzinny. Chciało jej się płakać. Była z dala od domu, z dala od rodziny. Przy sobie miała tylko ich znajomych. Ku jej zdziwieniu trafiła do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Ku zdziwieniu rodziny i ich znajomych zamiast trafić do Renvenclawu lub Grifindoru trafiła do Slitherinu.
Ojciec załamany, a matka… A matka leży w grobie od kilku miesięcy. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. Wszyscy cieszą się na górze. W Wielkiej Sali siedzą już drugą godzinę. Jest sobota, a ona sama siedzi, płacze i obwinia się o to, że nie trafiła do domu gdzie znajdowała się jej matka i jej ojciec, no i ogólnie cała rodzina. Oprócz rodziców jej matki to tak zwani mugole – poza magiczni ludzie. Siedzi właśnie w pokoju wspólnym Domu Węża. Owy pokój wspólny znajduje się w lochach. Tak w lochach. W takich gdzie kiedyś się torturowało ludzi. Usłyszała jak ktoś schodzi po schodach. Podniosła wzrok. To Severus Snape. Tak zwany dupek z lochów. Przez inne domu uważany za wrednego sukinsyna ale nie przez Dom Węża. On opiekuje się nimi. Sprawia, że czują się bezpieczni. Patrzył na nią przez kilka sekund, w końcu padło pytanie.
-Czemu tu siedzisz.? Na górze jest śniadanie.
-Wiem. A siedzę tu bo chcę. Taka odpowiedź powinna panu wystarczyć.
Nie traktowała go jak kogoś komu może powiedzieć, że tu nie pasuje, że tęskni za matką. Nie będzie mu się żalić bo nie widzi powodów do owego czynu. Odszedł. A ona zaniosła się płaczem.
Kolejną osobę spławiła. Osobę, która chciała jej pomóc. Obwiniała się o wszystko potrzebowała pomocy. Wiedziała o tym. Nie chciała współczucia. Chciała żeby ktoś pomógł jej wstać. Pomógł jej wstać bo upadła, a sama nie daje rady wstać.
środa, 24 kwietnia 2013
Przepraszam
Kochani bardzo Was przepraszam,ale jak na razie nie mam czasu na pisanie kolejnych rozdziałów.Oczywiście wena trzyma się ,,Byle by przeżyć",ale na piątek lub sobotę mam plany co do nowego opowiadania.Jak pamiętacie moje ostatnie pojedyncze opowiadanie było fanfikiem Harrego Pottera.Nowe opowiadanie również będzie tego dotyczyło.Więc fani Harrego Pottera będą mieli co czytać.Jeśli ma ktoś jakiś pomysł na kolejne pojecyncze opowiadanie no to proszę napisać w komentarzu pod tym postem lub na mój e-mail,który podawałam w innych postach.To na tyle w tym poście.Pa ♥ :*
sobota, 20 kwietnia 2013
Rozdział Trzeci : Samotność.
Spodziewałam się zobaczyć Markusa siedzącego obok mnie.Jednak nie.Obudziłam się na łóżku,przykryta kołdrą.Nie zobaczyłam Markusa.Pomyślałam o Deanie.Co by się teraz działo gdybym nie odkryła jego zdrady.?Zapewne siedziałabym obok niego,przytulona i zauroczona w nim.Moja miłość się złamała wraz z jego zdradą.

Samotność to mnie teraz otaczało.Nie pamiętam kiedy ostatni raz widziałam rodziców.Kiedy wychodzę z domu są w pracy,a kiedy wracam to są w swoich gabinetach.Jedna mała łza pociekła mi po policzku.Usłyszałam śmiech mojej mamy.Wstałam natychmiastowo.Zbiegłam po schodach i zobaczyłam mamę uśmiechniętą i tatę,który śmieje się wraz z nią.Mimowolnie uśmiechnęłam się.Od kiedy pamiętam mama była uroczą blondynką,z dużymi szarymi oczami.Miała sympatyczny charakter.Jest bardzo miła,ma poczucie humoru i jest bardzo troskliwa,ale często zapracowana.Za to ojciec to co innego.Nie należy do najmilszych.Jest wredny,rzadko się uśmiecha,ale z tego co pamiętam to nie lubi dzieci.Ma krótkie brązowe włosy,malutkie brązowe oczy,które zawsze patrzą gniewnie.Nawet kiedy się śmieje.Czemu wszyscy mają fajnych ojców.?Opiekuńczych i takich,którzy ich chcą.?Czemu ja nie mogę takiego mieć.?Czemu muszę mieć gbura,który mnie nie kocha.?Kiedy mama mnie zauważyła zamilkła,a tata się odwrócił i zaraz po niej zrobił to samo.
-Widzę,że wszędzie gdzie się pojawię jest smutno.-sarknęłam.Podeszłam do lodówki i wyjęłam mleko.Z szafki obok lodówki wyjęłam płatki.
-Eliana zrobiła Ci naleśniki.-powiedziała mama.Od razu schowałam płatki i mleko.Zobaczyłam naleśniki,przysunęłam je do siebie i usiadłam na moim stałym miejscu.
-Bo tylko ona o mnie dba prawda.?Tylko ona się pyta jak było w szkole.Ona jest moją rodziną nie Wy.-powiedziałam prawdę.Prosto z mostu.To Eliana pomaga mi się uczyć,chodzi na wywiadówki i się mną opiekuje.Jest pokojówką,sprzątaczką,kucharką i matką w jednym.Zamilkli.Mama spuściła głowę,a ojciec patrzył gniewnie,ale to chyba norma.Weszła Eliana.
-Bells Mark do ciebie.
-Dzięki Eli.
-Proszę.-wyszłam z kuchni.W drzwiach naprawdę stał Mark.
-Hej.
-Hej.Chciałem pogadać.
-To gadaj.
-Więc....
~*~W tym samym czasie w kuchni.
-Powinniście się wstydzić.Anabella ma ponad 16 lat,a wy sobie nic z tego nie robicie.Wczoraj były jej urodziny,o których nawet ona sama nie pamięta.A dlaczego.?Bo jej rodzice wolą spędzać samotnie czas w swoich gabinecikach,zamiast zajmować się córką.
~*~Wracamy do sceny przy drzwiach.
-Więc.?
-Mogę wejść.Jest trochę zimno.
-Ok.Wchodź.-gdy weszliśmy do domu zaprowadziłam go do siebie do pokoju.Jak zwykle panował idealny porządek.
-Czysto tu.
-Wiem.-uśmiechnęłam się szeroko.Uwielbiam czystość.
-Więc o co chodzi.?-powiedziałam.
-Bo widzisz.W szkole już wszyscy wiedza o tym,że Dean Cię zdradził.Przez to przestałem z nim rozmawiać.Nie chcę się przyjaźnić z osobą,która zdradziła osobę,którą kocham.-zatkało mnie.Kocha mnie.?
-Kochasz mnie.?
-Tak.Od kiedy Cie poznałem spodobałaś mi się,ale ty potem zaczęłaś się umawiać z Deanem.Każdego dnia cierpiałem i czekałem tylko na jego potknięcie.Bo wiem,ze teraz mam szansę.
-Em...Mark to naprawdę mi schlebia,ale jesteś dla mnie jak brat.Przykro mi.
-Nic się nie stało.Wiedziałem,że tak będzie.Poradzę sobie.-po tych słowach wyszedł,a ja oparłam się o łóżko siadając przy nim.Zaczęłam płakać jak małe dziecko.Kolejną osobę straciłam.Wstałam i poszłam do łazienki.Wyjęłam ze skrytki wino i żyletkę.Napuściłam wodę do wanny.W ubraniu weszłam do wanny pełnej wody.Wzięłam żyletkę i nacięłam trzy linie.Napiłam sie wina i zaczęłam płakać.Po chwili pojawił się Markus.Zabrał mi wino i wypuścił wodę.
Po woli traciłam przytomność.Wziął bandaż i owinął mi ciasno nadgarstek tam gdzie były linie.Wziął mnie na ręce i położył na łóżku.Okrył kołdrą i przytulił od tyłu do siebie.
-Spokojnie jestem przy tobie.Już wszystko dobrze.Jestem tu i nie zamierzam Cię zostawić.-wyszeptał mi do ucha.Po tych słowach straciłam przytomność.Liczyłam tylko na to,że obudzę się w jego ramionach.

Samotność to mnie teraz otaczało.Nie pamiętam kiedy ostatni raz widziałam rodziców.Kiedy wychodzę z domu są w pracy,a kiedy wracam to są w swoich gabinetach.Jedna mała łza pociekła mi po policzku.Usłyszałam śmiech mojej mamy.Wstałam natychmiastowo.Zbiegłam po schodach i zobaczyłam mamę uśmiechniętą i tatę,który śmieje się wraz z nią.Mimowolnie uśmiechnęłam się.Od kiedy pamiętam mama była uroczą blondynką,z dużymi szarymi oczami.Miała sympatyczny charakter.Jest bardzo miła,ma poczucie humoru i jest bardzo troskliwa,ale często zapracowana.Za to ojciec to co innego.Nie należy do najmilszych.Jest wredny,rzadko się uśmiecha,ale z tego co pamiętam to nie lubi dzieci.Ma krótkie brązowe włosy,malutkie brązowe oczy,które zawsze patrzą gniewnie.Nawet kiedy się śmieje.Czemu wszyscy mają fajnych ojców.?Opiekuńczych i takich,którzy ich chcą.?Czemu ja nie mogę takiego mieć.?Czemu muszę mieć gbura,który mnie nie kocha.?Kiedy mama mnie zauważyła zamilkła,a tata się odwrócił i zaraz po niej zrobił to samo.
-Widzę,że wszędzie gdzie się pojawię jest smutno.-sarknęłam.Podeszłam do lodówki i wyjęłam mleko.Z szafki obok lodówki wyjęłam płatki.
-Eliana zrobiła Ci naleśniki.-powiedziała mama.Od razu schowałam płatki i mleko.Zobaczyłam naleśniki,przysunęłam je do siebie i usiadłam na moim stałym miejscu.
-Bo tylko ona o mnie dba prawda.?Tylko ona się pyta jak było w szkole.Ona jest moją rodziną nie Wy.-powiedziałam prawdę.Prosto z mostu.To Eliana pomaga mi się uczyć,chodzi na wywiadówki i się mną opiekuje.Jest pokojówką,sprzątaczką,kucharką i matką w jednym.Zamilkli.Mama spuściła głowę,a ojciec patrzył gniewnie,ale to chyba norma.Weszła Eliana.
-Bells Mark do ciebie.
-Dzięki Eli.
-Proszę.-wyszłam z kuchni.W drzwiach naprawdę stał Mark.
-Hej.
-Hej.Chciałem pogadać.
-To gadaj.
-Więc....
~*~W tym samym czasie w kuchni.
-Powinniście się wstydzić.Anabella ma ponad 16 lat,a wy sobie nic z tego nie robicie.Wczoraj były jej urodziny,o których nawet ona sama nie pamięta.A dlaczego.?Bo jej rodzice wolą spędzać samotnie czas w swoich gabinecikach,zamiast zajmować się córką.
~*~Wracamy do sceny przy drzwiach.
-Więc.?
-Mogę wejść.Jest trochę zimno.
-Ok.Wchodź.-gdy weszliśmy do domu zaprowadziłam go do siebie do pokoju.Jak zwykle panował idealny porządek.
-Czysto tu.
-Wiem.-uśmiechnęłam się szeroko.Uwielbiam czystość.
-Więc o co chodzi.?-powiedziałam.
-Bo widzisz.W szkole już wszyscy wiedza o tym,że Dean Cię zdradził.Przez to przestałem z nim rozmawiać.Nie chcę się przyjaźnić z osobą,która zdradziła osobę,którą kocham.-zatkało mnie.Kocha mnie.?
-Kochasz mnie.?
-Tak.Od kiedy Cie poznałem spodobałaś mi się,ale ty potem zaczęłaś się umawiać z Deanem.Każdego dnia cierpiałem i czekałem tylko na jego potknięcie.Bo wiem,ze teraz mam szansę.

-Nic się nie stało.Wiedziałem,że tak będzie.Poradzę sobie.-po tych słowach wyszedł,a ja oparłam się o łóżko siadając przy nim.Zaczęłam płakać jak małe dziecko.Kolejną osobę straciłam.Wstałam i poszłam do łazienki.Wyjęłam ze skrytki wino i żyletkę.Napuściłam wodę do wanny.W ubraniu weszłam do wanny pełnej wody.Wzięłam żyletkę i nacięłam trzy linie.Napiłam sie wina i zaczęłam płakać.Po chwili pojawił się Markus.Zabrał mi wino i wypuścił wodę.
Po woli traciłam przytomność.Wziął bandaż i owinął mi ciasno nadgarstek tam gdzie były linie.Wziął mnie na ręce i położył na łóżku.Okrył kołdrą i przytulił od tyłu do siebie.
-Spokojnie jestem przy tobie.Już wszystko dobrze.Jestem tu i nie zamierzam Cię zostawić.-wyszeptał mi do ucha.Po tych słowach straciłam przytomność.Liczyłam tylko na to,że obudzę się w jego ramionach.
piątek, 19 kwietnia 2013
Rozdział Drugi : Byle by przeżyć...
Obudziłam się z spuchniętymi oczami.Markus leżał na przeciwko mnie na łóżku.Zawsze mam mu to za złe,ale nie tym razem.
Tym razem byłam mu wdzięczna,że jest przy mnie w tak trudniej dla mnie chwili.Pamiętam,ze kiedy byłam mała bawił się ze mną,a teraz jest moim pocieszycielem.Przyjacielem.Tak to dobre słowo.Nie traktuję go tak,ale nim jest.Moje 5 minut myślenia zniszczył Markus.
-Wyglądasz strasznie.-stwierdził fakt.
-Ale przynajmniej jeszcze żyję.-tym razem to ja stwierdziłam fakt.Kiedyś się zastanawiałam nad tym ile Markus ma lat.Szczerze mówią szkoda,że zmarł.W tych czasach należałby pewnie do emosów,ale trzeba przyznać jest strasznie przystojny.Podłużną białą twarz otaczają fioletowe,proste włosy.Ciemne oczy patrzą dość często z irytacją.Charakter ma dość mało znośny.Jest sprytny,inteligentny,pewny siebie no i wredny,a i złośliwy.Ale muszę przyznać,że jest opiekuńczy i ma poczucie humoru.Lubię go za to jaki jest i nie chcę go zmieniać.Czy tylko ja go widzę i słyszę i ogólnie.?Nie.Widza go wszyscy.Mama wie,że to duch,tata też.Pokazał nam się w dzień przeprowadzki do tego domu.Miałam w tedy 5 lat.Za nim kupiliśmy dom to go nie widzieliśmy,a w dzień kupna pojawił się.Tak samo jak Elf.Najpierw jej nie było,a potem się pojawiła.Nie wiem co się z nią stało i nie znam tez jego historii,ale nie pytam.Nie chcę sie narzucać,a po za tym nie chcę by odrywał stare rany.
-Ziemia do Bells.Słuchałaś mnie.?
-Przepraszam zamyśliłam się.Więc co mówiłeś.?
-Że może i jestem martwy,ale w porównaniu do cb to wyglądam jak żywy,a nie jak trup.
-Nie zaczynaj zdanie od że,a po za tym jakbyś nie pamiętał to przepłakałam noc i połowę wczorajszego dnia.
-No właśnie co się stało że tak ryczałaś.?
-To,że Dean pieprzył się z jakąś laską.
-Aha.Przykra sprawa.Słuchaj kiedy jest hallowen.?
-Jutro.Nie ty stąd nie wychodzisz.-powiedziałam.W hallowen duchy spokojnie chodzą po ziemi.Rok temu było fajnie z Deanem,Markusem i Markiem.
-Właśnie,że wychodzę.Mam prawo,a chcę pokazać Deanowi co o nim sądzę.
-Nie nigdzie nie wychodzisz.
-Wychodzę.Jesteś zwykłą głupią laską.!Dobrze wiesz,że możesz wszystko w jednej chwili stracić.!Dlatego o niego nie walczysz.!Zawsze odpuszczasz.!-zamknęłam oczy.
-Odejdź.!-to słowo działa na każdego ducha.Powiedziała mi to Elfka.Trzeba zamknąć oczy i krzyknąć odejdź,a duch zniknie.Zostałam sama.Usiadłam pod oknem i zaniosłam się płaczem.Miał rację.Nigdy nie walczę bo wiem,że i tak to stracę.Więc po co walczyć o coś co i tak się straci.?Mi to nie jest potrzebne.Postanowiłam nie iść do szkoły.Jest piątek to po jaką cholerę mam iść do szkoły.
Jedna myśl chodziła mi po głowie.Zrobię wszystko byle by przeżyć.To jest mój cel.Przeżyć każdy kolejny dzień.Po chwili obok mnie pojawił sie Markus.Tym razem nie odtrąciłam go.Dał mi różę i usiadł obok mnie.Położyłam głowę na jego ramieniu i zamknęłam oczy.Nie wiem ile tak trwaliśmy w ciszy,ale była to przyjemna cisza.Jedna z tych,w których bez słów się rozumiesz z innym.Chciałam samotności,nie otrzymałam jej.Otrzymałam samotność w postaci bliskości drugiej osoby.W tej minucie zapragnęłam takiej samotności do końca życia.
Tym razem byłam mu wdzięczna,że jest przy mnie w tak trudniej dla mnie chwili.Pamiętam,ze kiedy byłam mała bawił się ze mną,a teraz jest moim pocieszycielem.Przyjacielem.Tak to dobre słowo.Nie traktuję go tak,ale nim jest.Moje 5 minut myślenia zniszczył Markus.
-Wyglądasz strasznie.-stwierdził fakt.
-Ale przynajmniej jeszcze żyję.-tym razem to ja stwierdziłam fakt.Kiedyś się zastanawiałam nad tym ile Markus ma lat.Szczerze mówią szkoda,że zmarł.W tych czasach należałby pewnie do emosów,ale trzeba przyznać jest strasznie przystojny.Podłużną białą twarz otaczają fioletowe,proste włosy.Ciemne oczy patrzą dość często z irytacją.Charakter ma dość mało znośny.Jest sprytny,inteligentny,pewny siebie no i wredny,a i złośliwy.Ale muszę przyznać,że jest opiekuńczy i ma poczucie humoru.Lubię go za to jaki jest i nie chcę go zmieniać.Czy tylko ja go widzę i słyszę i ogólnie.?Nie.Widza go wszyscy.Mama wie,że to duch,tata też.Pokazał nam się w dzień przeprowadzki do tego domu.Miałam w tedy 5 lat.Za nim kupiliśmy dom to go nie widzieliśmy,a w dzień kupna pojawił się.Tak samo jak Elf.Najpierw jej nie było,a potem się pojawiła.Nie wiem co się z nią stało i nie znam tez jego historii,ale nie pytam.Nie chcę sie narzucać,a po za tym nie chcę by odrywał stare rany.
-Ziemia do Bells.Słuchałaś mnie.?
-Przepraszam zamyśliłam się.Więc co mówiłeś.?
-Że może i jestem martwy,ale w porównaniu do cb to wyglądam jak żywy,a nie jak trup.
-Nie zaczynaj zdanie od że,a po za tym jakbyś nie pamiętał to przepłakałam noc i połowę wczorajszego dnia.
-No właśnie co się stało że tak ryczałaś.?
-To,że Dean pieprzył się z jakąś laską.
-Aha.Przykra sprawa.Słuchaj kiedy jest hallowen.?
-Jutro.Nie ty stąd nie wychodzisz.-powiedziałam.W hallowen duchy spokojnie chodzą po ziemi.Rok temu było fajnie z Deanem,Markusem i Markiem.
-Właśnie,że wychodzę.Mam prawo,a chcę pokazać Deanowi co o nim sądzę.
-Nie nigdzie nie wychodzisz.
-Wychodzę.Jesteś zwykłą głupią laską.!Dobrze wiesz,że możesz wszystko w jednej chwili stracić.!Dlatego o niego nie walczysz.!Zawsze odpuszczasz.!-zamknęłam oczy.
-Odejdź.!-to słowo działa na każdego ducha.Powiedziała mi to Elfka.Trzeba zamknąć oczy i krzyknąć odejdź,a duch zniknie.Zostałam sama.Usiadłam pod oknem i zaniosłam się płaczem.Miał rację.Nigdy nie walczę bo wiem,że i tak to stracę.Więc po co walczyć o coś co i tak się straci.?Mi to nie jest potrzebne.Postanowiłam nie iść do szkoły.Jest piątek to po jaką cholerę mam iść do szkoły.

Hehehe....heheszki. :P
Więc pojedyncze opowiadanie.Takie bardziej młodzieżowe.Bardziej szczęśliwe z happy endem.Nie tak jak zwykle.Miłego czytania.
PS:Jestem wielką fanką Harrego Pottera dlatego o tym jest opowiadanie.
Trzynastoletnia Margaret przewracała się na łóżku,aż spadła.
-Cholera jasna.!-krzyknęła.
Jej magiczne zdolności każdy zna,ale nikt nie może owego zjawiska wytłumaczyć.Jej rodzice na początku ukrywali ją,ale teraz gdy został jej tylko ojciec,nie ukrywa jej.Każde cieszyć się życiem,bo życie jest ulotne.Popatrzyła na zegarek.11:00.Spała do 11:00.Nie wierzyła w to.To nie mogło być możliwe.Pierwszy dzień wakacji,a ona padła jak mucha na łóżko wczorajszego dnia,a teraz okazało się,ze spała do jedenastej.Usłyszała pukanie do drzwi.Co było normalne.Dużo osób przychodziło im złożyć kondolencje.Jej mama zmarła trzy tygodnie temu.
-Mag otwórz.-krzyknął jej tata z kuchni kiedy schodziła po schodach.
-Dobrze tato...-kiedy podeszła do drzwi kończyła ostatnie słowo.W drzwiach stał mężczyzna.Ubrany na czarno,z włosami do ramion,krzywym nosem i strasznie wąskimi ustami.-Dzień dobry.A pan to.?
-Severus Snape,nauczyciel w Hogwarcie.-powiedział mężczyzna z obojętnością w głosie.
-Nic mi to nie mówi to może ja zawołam tatę.Tato.!-była przerażona.Wyglądał jak morderca(co najmniej).Po chwili przyszedł wysoki,szczupły mężczyzna o krótkich rudych włosach.
-Witam profesorze Snape.-odezwał się mężczyzna.Dziewczyna była w szoku.On go zna,tym bardziej zwraca się do niego profesorze.
-Wesley powiedz mi dlaczego twa córka jeszcze nie jest w Hogwarcie.?I gdzie do cholery podziewa się Granger.?-warknął mężczyzna.Dziewczyna po starym nazwisku matki podeszła do krzesła w przed pokoju i usidła na nim.Nikt nie znał dawnego nazwiska mamy oprócz rodzinny.Nie mieli przyjaciół.Nie potrzebowali.
-To może pan wejdzie.?-syknął jej ojciec.Była w szoku.Wstała poszła do kuchni i zrobiła wszystkim herbatę.Nie pytała czy może.Odstresowała się tym sposobem.Severus wszedł za Ronaldem do kuchni.Zobaczył jak córka owego rudzielca przyrządza herbatę.W sumie cieszył się,ze sama umie coś zrobić,a nie pyta się jak jej matka.No właśnie gdzie się podziewała.?Nikt nie wiedział oprócz rodzinny.Hermiona Jean Granger-Wesley umarła trzy tygodnie temu.Pracowała nad nowym eliksirem na efekty uboczne criutracusa,niestety eliksir wybuchł jej w twarz,zabijając ją przy tym.Po dość długiej rozmowie Severus Snape wyszedł.
~*~Trzy tygodnie później.
-Tato bo się spóźnimy,a ja naprawdę chcę poznać twoją rodzinę.
-Margaret na prawdę to nie jest zabawne.Ja chcę tylko,żebyś zwolniła.
-Tato zostało nam ponad 30 metrów,a ty się boisz.?
-Nie boję się jestem w końcu Gryfonem.
-Ale to mnie nie obchodzi.Rozumiem dawno ich nie widziałeś.Ale ja chcę ich poznać.
Z domu wyszła Molly Wesley.Kobieta nie zmieniła się od czasu wojny.Zaraz po niej Artur Wesley,który również nic,a nic się nie zmienił.Ron zatrzymał się,a do niego przyfrunęły wspomnienia.Pojedyncza łza popłynęła po jego policzku.PO chwili poczuł,że ktoś ściska jego rękę.Margaret ze zrozumieniem wpatrywała się w ojca.Wiedziała ile przeszedł.I tak trzymając się za rękę podeszli do swojej nowe,ale starej rodzinny.Od teraz wiedzieli,ze wszystko będzie dobrze.
PS:Jestem wielką fanką Harrego Pottera dlatego o tym jest opowiadanie.
Trzynastoletnia Margaret przewracała się na łóżku,aż spadła.
-Cholera jasna.!-krzyknęła.
Jej magiczne zdolności każdy zna,ale nikt nie może owego zjawiska wytłumaczyć.Jej rodzice na początku ukrywali ją,ale teraz gdy został jej tylko ojciec,nie ukrywa jej.Każde cieszyć się życiem,bo życie jest ulotne.Popatrzyła na zegarek.11:00.Spała do 11:00.Nie wierzyła w to.To nie mogło być możliwe.Pierwszy dzień wakacji,a ona padła jak mucha na łóżko wczorajszego dnia,a teraz okazało się,ze spała do jedenastej.Usłyszała pukanie do drzwi.Co było normalne.Dużo osób przychodziło im złożyć kondolencje.Jej mama zmarła trzy tygodnie temu.
-Mag otwórz.-krzyknął jej tata z kuchni kiedy schodziła po schodach.
-Dobrze tato...-kiedy podeszła do drzwi kończyła ostatnie słowo.W drzwiach stał mężczyzna.Ubrany na czarno,z włosami do ramion,krzywym nosem i strasznie wąskimi ustami.-Dzień dobry.A pan to.?
-Severus Snape,nauczyciel w Hogwarcie.-powiedział mężczyzna z obojętnością w głosie.
-Nic mi to nie mówi to może ja zawołam tatę.Tato.!-była przerażona.Wyglądał jak morderca(co najmniej).Po chwili przyszedł wysoki,szczupły mężczyzna o krótkich rudych włosach.
-Witam profesorze Snape.-odezwał się mężczyzna.Dziewczyna była w szoku.On go zna,tym bardziej zwraca się do niego profesorze.
-Wesley powiedz mi dlaczego twa córka jeszcze nie jest w Hogwarcie.?I gdzie do cholery podziewa się Granger.?-warknął mężczyzna.Dziewczyna po starym nazwisku matki podeszła do krzesła w przed pokoju i usidła na nim.Nikt nie znał dawnego nazwiska mamy oprócz rodzinny.Nie mieli przyjaciół.Nie potrzebowali.
-To może pan wejdzie.?-syknął jej ojciec.Była w szoku.Wstała poszła do kuchni i zrobiła wszystkim herbatę.Nie pytała czy może.Odstresowała się tym sposobem.Severus wszedł za Ronaldem do kuchni.Zobaczył jak córka owego rudzielca przyrządza herbatę.W sumie cieszył się,ze sama umie coś zrobić,a nie pyta się jak jej matka.No właśnie gdzie się podziewała.?Nikt nie wiedział oprócz rodzinny.Hermiona Jean Granger-Wesley umarła trzy tygodnie temu.Pracowała nad nowym eliksirem na efekty uboczne criutracusa,niestety eliksir wybuchł jej w twarz,zabijając ją przy tym.Po dość długiej rozmowie Severus Snape wyszedł.
~*~Trzy tygodnie później.
-Tato bo się spóźnimy,a ja naprawdę chcę poznać twoją rodzinę.
-Margaret na prawdę to nie jest zabawne.Ja chcę tylko,żebyś zwolniła.
-Tato zostało nam ponad 30 metrów,a ty się boisz.?
-Nie boję się jestem w końcu Gryfonem.
-Ale to mnie nie obchodzi.Rozumiem dawno ich nie widziałeś.Ale ja chcę ich poznać.
Z domu wyszła Molly Wesley.Kobieta nie zmieniła się od czasu wojny.Zaraz po niej Artur Wesley,który również nic,a nic się nie zmienił.Ron zatrzymał się,a do niego przyfrunęły wspomnienia.Pojedyncza łza popłynęła po jego policzku.PO chwili poczuł,że ktoś ściska jego rękę.Margaret ze zrozumieniem wpatrywała się w ojca.Wiedziała ile przeszedł.I tak trzymając się za rękę podeszli do swojej nowe,ale starej rodzinny.Od teraz wiedzieli,ze wszystko będzie dobrze.
Heheh....
Kochani moi znajomi uważają,że Brutalnie Szczera (nasza graficzka) to ja.Mylą się,a ja dlatego,że mam bardzo dobre serduszko postanowiłam polecić jej blogaska,ona również pisze opowiadania i wiele innych fantastycznych rzeczy.Więc tak tu macie linka : http://notwitter-nolife.blogspot.com/ ,a jeśli ktoś chce żebym poleciła jego blog to proszę pisać na e-mail lub w komentarzu pod tym postem,e-mail znajdziecie gdzieś w dole.A i jeszcze jedno za chwilę dodaję rozdział,jedno pojedyncze opowiadanie i zmieniam muzę.
Zmiana muzyki.
Kochani mam zamiar zmienić muzykę i pomyślałam,że może Wy dacie jakieś propozycje piosenek możecie zamieścić je w komentarzu poniżej lub wysłać je na mój e-mail : youismydrug2200@gmail.com .Za pomoc serdecznie dziękuję.Pozdrawiam ♥
Dziękuję.!! :* ♥♥♥
Kochani mamy już ponad 1033 wyświetlenia.Świętujmy to.My z Brutalnie Szczerą już otwierałyśmy szampana i świętowałyśmy,a teraz Wasza kolej.Dziękuję serdecznie za to,że jesteście i czytacie bloga oraz,że wam się to podoba.Będę się starałaś by kolejne rozdziały,opowiadanie itp. były co raz lepsze.Jeszcze raz dziękujemy. We ♥ you people.
niedziela, 14 kwietnia 2013
Rozdział Pierwszy : Wypierdalaj z mojego życia i nigdy nie wracaj.
Kochani przepraszam za wulgarny tytuł,ale to opowiadanie będzie pełne wulgaryzmów,więc jak nie chcesz to nie czytaj,ale przegapisz najlepsze opowiadanie w twoim życiu. xD Miłego czytania ♥
Budzik.Cholerny,pieprzony budzik.Wyrywa Cię z łóżka z samego rana,tylko po to,żebyś poszła się uczyć w gównianej szkole.A po co Ci to do szczęścia.?Nie wiem.Mnie o takie rzeczy nie pytajcie.
Zrobiłam to co zawsze.Walnęłam w budzik,który spadł z trzaskiem na podłogę.Musiałam w końcu wstać.Odrzuciłam kołdrę i postawiłam swoje stopy na ziemi.Zimnej głupiej ziemi.Wstałam i podeszłam do szafy by wziąć ubrania.Zamknęłam z trzaskiem wielkie drzwi szafy.Po chwili wyszłam z mojej czarnej łazienki.Na każdym piętrze domu do każdego pokoju była łazienka.Moja była w takim samym kolorze co mój pokój i każdy mebel.Czerń moja ukochana czerń.Ona nigdy mnie nie zdradziła.Zawsze się ze mną śmieje,zawsze ze mną rozmawia.Po chwili z ściany wyszedł Markus.Piekielne stworzenie.Umarł w tym domu i teraz jego gówniany duch w nim został.Przejrzałam się w lustrze,wzięłam torbę i wyszłam z pokoju głośno trzaskając drzwiami.
-Wychodzę do szkoły.!-krzyknęłam.Wiedziałam,ze jedyna osoba,która mnie usłyszy to nasza służąca.Eliana.Nazywam ją Elfem bo ma takie uszy.Do szkoły miałam nie daleko.Zaledwie przejść kilka ulic i byłam już w szkole.Dean i Mark stali już przed bramą.Podeszłam do Dean'a i pocałowałam jego duże usta.Dean był moim chłopakiem od kiedy skończyłam gimbazę.Marka znałam też od tamtego czasu.Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi.Tak jak zwykle przegadałam z nimi całą przerwę.Pod koniec szkoły poszłam do łazienki.Widok jaki tam zobaczyłam zabijał mnie od środka.
Dean pieprzył sie z jakąś laską.
-Dean widzę,że twój mały koleszka wszedzie wedruje.
-Bells to nie tak jak myślisz.
-Oh naprawdę.?
-Tak naprawdę.
-Posłuchaj mnie uważnie.Wypierdalaj z mojego życia i nigdy nie wracaj.-po tych słowach wyszłam z łazienki,wybiegłam z szkoły i pobiegłam do domu.Wbiegłam do naszej villi i do mojego pokoju.Rzuciłam torbą o ścianę i rzuciłam się na łóżko.Wzięłam pilot do wieży.Włączyłam moją ulubioną piosenkę zespołu The Veronicas-Untouched.Zaczęłam płakać.Ryczałam w poduszkę jak dziecko.Markus po chwili przysiadł na skraju łóżka i zaczął mnie głaskać po plecach.Jak się czułam.?Zdradzona.Zraniona.Cierpiałam bardziej niż kiedykolwiek.Pod wpływem uspokajającego dotyku Markusa zasnęłam.Przy nim czułam się bezpieczna.
To tak.Bella jest bogata,a Markus był poprzednim mieszkańcem owego domu.Bella widzi duchy.Myślę,ze się podoba.Liczę na komentarze co o tym myślicie.
Budzik.Cholerny,pieprzony budzik.Wyrywa Cię z łóżka z samego rana,tylko po to,żebyś poszła się uczyć w gównianej szkole.A po co Ci to do szczęścia.?Nie wiem.Mnie o takie rzeczy nie pytajcie.


Dean pieprzył sie z jakąś laską.
-Dean widzę,że twój mały koleszka wszedzie wedruje.
-Bells to nie tak jak myślisz.
-Oh naprawdę.?
-Tak naprawdę.
-Posłuchaj mnie uważnie.Wypierdalaj z mojego życia i nigdy nie wracaj.-po tych słowach wyszłam z łazienki,wybiegłam z szkoły i pobiegłam do domu.Wbiegłam do naszej villi i do mojego pokoju.Rzuciłam torbą o ścianę i rzuciłam się na łóżko.Wzięłam pilot do wieży.Włączyłam moją ulubioną piosenkę zespołu The Veronicas-Untouched.Zaczęłam płakać.Ryczałam w poduszkę jak dziecko.Markus po chwili przysiadł na skraju łóżka i zaczął mnie głaskać po plecach.Jak się czułam.?Zdradzona.Zraniona.Cierpiałam bardziej niż kiedykolwiek.Pod wpływem uspokajającego dotyku Markusa zasnęłam.Przy nim czułam się bezpieczna.
To tak.Bella jest bogata,a Markus był poprzednim mieszkańcem owego domu.Bella widzi duchy.Myślę,ze się podoba.Liczę na komentarze co o tym myślicie.
Rozdział Szósty : Czy bierzesz go...???
.jpg)


~*~Kilka minut później.
-Czy bierzesz go za męża.?-powiedział ksiądz.
-Ja...przepraszam,ale nie mogę Andreu.Przepraszam.-kiedy to powiedziałam uciekłam,a przed wyjściem stanął Francisco.Ujął mą dłoń pocałował tak,aż zakręciło mi się w głowie i uciekł razem ze mną.
~*~Kilka lat później.
Kobieta w sukni ślubnej stała przy ołtarzu.Elizabeth Malnor brała drugi ślub.Tym razem nie miała uciec z Francisco de Londero,tym razem to z nim brała ślub.Od czasu kiedy uciekła z poprzedniego ślubu nie widziała się z przyjaciółką,jej mężem i swoim niedoszłym mężem.
-Czy bierzesz ją za żonę.?-zapytał ksiądz.

-Czy bierzesz go za męża.?-zapytał ksiądz i w tedy Elizabeth stanęła przed znienawidzonym pytaniem.
-Tak biorę.-odezwała się pięknym głosem.
-w takim razie ogłaszam Was mężem i żoną możecie się pocałować.-i tak też zrobili.Pocałowali się i namiętność ich pocałunku była fascynująca.Trzeba jeszcze podkreślić,że w ciągu tych kilku lat oboje zmienili swój wygląd.
~*~Kilkanaście lat później.

Elizabeth de Londero i Francisco de Londero przyglądało się swoim dzieciom.Gromadka dzieci otaczała ich,a oni nadal się kochali,kochali swoje dzieci.Dziękowali Bogu za to,że mają siebie.
Kochani to na tyle z tym opowiadaniem.Napiszcie w komentarzu czy się podobało.Będę wdzięczna.Za niedługo zacznę pisać kolejne opowiadanie.No dobra za chwilę.
Rozdział Piąty : Nowy początek.
Za długo mieszkałam w Londynie.Gdy wyszłam z szpitala,Andreu wymyślił,ze przeprowadzimy się do Paryża.Owszem zamieszkałam z nim.W końcu byliśmy parą od ponad miesiąca.ciągle zakochani.Na początku pomagał mi brać leki,mówiąc jakie mam brać o danej godzinie.Było to pomocne.Pamiętam jak wjechaliśmy do Paryża.
Moim oczom ukazała się przepiękna Wieża Eiffla.Byłam zachwycona.Gdy byliśmy już w nowym domu,starym,ale pięknym dworku,zaczęłam męczyć Andreu o to byśmy mogli tam pojechać.Poszliśmy piechotą.Wieża Eiffla odkryła przed nami swoje tajemnice.Święte miejsce zakochanych stanęło się również nasze.Mogliśmy przychodzić podziwiać wspaniałe widoki codziennie.Wiedziałam,że tak zaczął się nowy początek.Lepszy początek.Andreu zabrał mnie na romantyczna kolację.Ubrana w jedną z najlepszych moich sukien stanęłam przed nim.
-I jak.?-zapytałam,oczekując pozytywnej odpowiedzi.
-Może być.-powiedział znudzony-Idziemy.?
-Tak.-nie wiedziałam o co mu chodzi.Szliśmy drogą przez dobrą godzinę.Doszliśmy do małej knajpki.wszedł i nie tak jak zawsze otworzył przed mną drzwi.Sam wszedł,a ja za nim.Usiadł przy jakimś stole usiadłam na przeciwko.Po kilku minutach milczenia przyszła kelnerka.Andreu zamówił coś po francusku.Nadal siedzieliśmy w ciszy.Mogłoby się wydawać,że nasza miłość się wypaliła.Lecz nic z tych rzeczy.Po kolejnych minutach milczenia przyszła kelnerka z jedzeniem.Zjedliśmy w ciszy.W końcu Andreu się odezwał.
-Wyglądasz przepięknie.
-Dziękuję.
-Mam pytanie.
-Więc pytaj.-nie wiedziałam co się kroi.Andreu stanął przed mną i uklęknął na jedno kolano.
-Elizabeth Malnor czy wyjdziesz za mnie.?
-Tak,owszem,oczywiście.!-byłam najszczęśliwszą kobietą na ziemi.Życie się do mnie uśmiechało.Tak to był nowy początek.Piękny początek pełen szczęścia.Rzuciłam mu się na szyję całując jego ust,które zawsze smakują czekoladą.Ludzie dookoła nas zaczęli bić brawo.W mojej głowie już rysował się mojego ślubu.Co ja plotę.?Naszego ślubu.!Kiedy wróciliśmy do domu,odbyła się nasza pierwsza noc.Pełna namiętności,czułości i bliskości drugiej osoby.Kiedy miłość przychodzi,to już nie odchodzi.Byłam tego pewna.
Byłam pewna,że życie przyniesie wiele niespodzianek,ale gdy przyniesie coś złego nie będę sama.Będę z kimś.Kimś kogo kocham z całego serca.

-I jak.?-zapytałam,oczekując pozytywnej odpowiedzi.
-Może być.-powiedział znudzony-Idziemy.?
-Tak.-nie wiedziałam o co mu chodzi.Szliśmy drogą przez dobrą godzinę.Doszliśmy do małej knajpki.wszedł i nie tak jak zawsze otworzył przed mną drzwi.Sam wszedł,a ja za nim.Usiadł przy jakimś stole usiadłam na przeciwko.Po kilku minutach milczenia przyszła kelnerka.Andreu zamówił coś po francusku.Nadal siedzieliśmy w ciszy.Mogłoby się wydawać,że nasza miłość się wypaliła.Lecz nic z tych rzeczy.Po kolejnych minutach milczenia przyszła kelnerka z jedzeniem.Zjedliśmy w ciszy.W końcu Andreu się odezwał.
-Wyglądasz przepięknie.
-Dziękuję.


-Elizabeth Malnor czy wyjdziesz za mnie.?
-Tak,owszem,oczywiście.!-byłam najszczęśliwszą kobietą na ziemi.Życie się do mnie uśmiechało.Tak to był nowy początek.Piękny początek pełen szczęścia.Rzuciłam mu się na szyję całując jego ust,które zawsze smakują czekoladą.Ludzie dookoła nas zaczęli bić brawo.W mojej głowie już rysował się mojego ślubu.Co ja plotę.?Naszego ślubu.!Kiedy wróciliśmy do domu,odbyła się nasza pierwsza noc.Pełna namiętności,czułości i bliskości drugiej osoby.Kiedy miłość przychodzi,to już nie odchodzi.Byłam tego pewna.
Byłam pewna,że życie przyniesie wiele niespodzianek,ale gdy przyniesie coś złego nie będę sama.Będę z kimś.Kimś kogo kocham z całego serca.
sobota, 13 kwietnia 2013
Rozdział Czwarty : Ale teraz pojawiła się nadzieja... part 2
Minął dobry miesiąc od czasu,kiedy jestem w szpitalu.Nie chcą mnie wypuścić.Dlaczego.?Przecież dobrze się czuję,no może nie umiem sama chodzić bo z każdym dniem jest mi co raz słabiej,ale jest dobrze.Więc czemu mnie tu trzymają.?Moja skóra,straciła swój blask.Moje włosy zaczęły wypadać.Po raz kolejny dzisiejszego dnia odpadłam w ramiona Morfeusza.
Kilka godzin później obudziły mnie śmiechy.Delikatnie otworzyłam oczy.Zobaczyłam,że Amelia,Eryk i Andreu siedzą przy moim łóżku.
-No proszę wreszcie się obudziłaś.-powiedział Eryk,a Amelia się dziko zaśmiała.Przez co i u mnie wywołała napad śmiechu.Głośny,silny i mocny śmiech przedarł się przez cały szpital.Nie wiedziałam dlaczego,ale poczułam się silniejsza.
-Wow.Niesamowity śmiech.-powiedział Andreu.Uśmiechnęłam się na to stwierdzenie.
-Ile tu już siedzicie.?-zapytałam ich.
-Z kilka godzin na pewno.Przyszliśmy kiedy spałaś.Wyglądałaś tak słodko.Ale za kilka minut musimy iść.-powiedziała amelia.Mimowolnie się uśmiechnęłam.Wiedziała,że popełniła błąd i widziałam,że to ją dręczy.
-Dlaczego tak wcześnie.?
-Jak wcześnie jest po 15:00 więc już nie jest tak wcześnie.-powiedział Andreu.
-To co zbieramy się.?-powiedział Eryk.
-No możemy.-powiedziała Amelia i wstała razem z Erykiem.Tak samo postąpił Andreu.Wyszli zostawiając mnie samą.Tak bez niczego.Spojrzałam na obraz,który malował się za oknem.Po chwili ponownie opadłam w ramiona Mrfeusza.
~*~Kilka miesięcy później.


Uśmiech nie znikał mi z ust.Nadal byłam w szpitalu,ale to nie było ważne.Byłam zdrowa na pewien sposób.Białe włosy zmieniły się w jasny brąz.Fioletowe oczy zmieniły kolor na niebieskie.Wszyscy mówili mi,że wyglądam jak anioł.Poturbowany anioł.Wszyscy się zmienili.Eryk stracił oko,ale wypięknił dzięki temu,a Amelia.Wyglądała jak królowa.Andreu chyba oprócz mnie to przeszedł największą zmianę.Kiedyś porywczy,nieśmiały i bardzo zabawny,teraz spokojny,miły,pewny siebie,romantyczny i piękny.Byliśmy razem.Amelia i Eryk przychodzili co dwa dni,a Andreu codziennie.Miłość wręcz od mnie biła.Kiedyś miałam nadzieję na lepsze jutro.Teraz wiem,że już nastąpiło.Pamiętam jak,pewnego dnia nie miałam już siły i prawie straciłam życie.Przez kilka dni leżałam w śpiączce i oddychałam dzięki maszynie.
Wszyscy strasznie się martwili,ale teraz jest dobrze.Jestem szczęśliwa i pewna tego,że każdy dzień przyniesie mi szczęście i radość.
Kilka godzin później obudziły mnie śmiechy.Delikatnie otworzyłam oczy.Zobaczyłam,że Amelia,Eryk i Andreu siedzą przy moim łóżku.
-No proszę wreszcie się obudziłaś.-powiedział Eryk,a Amelia się dziko zaśmiała.Przez co i u mnie wywołała napad śmiechu.Głośny,silny i mocny śmiech przedarł się przez cały szpital.Nie wiedziałam dlaczego,ale poczułam się silniejsza.
-Wow.Niesamowity śmiech.-powiedział Andreu.Uśmiechnęłam się na to stwierdzenie.
-Ile tu już siedzicie.?-zapytałam ich.
-Z kilka godzin na pewno.Przyszliśmy kiedy spałaś.Wyglądałaś tak słodko.Ale za kilka minut musimy iść.-powiedziała amelia.Mimowolnie się uśmiechnęłam.Wiedziała,że popełniła błąd i widziałam,że to ją dręczy.
-Dlaczego tak wcześnie.?
-Jak wcześnie jest po 15:00 więc już nie jest tak wcześnie.-powiedział Andreu.
-To co zbieramy się.?-powiedział Eryk.

~*~Kilka miesięcy później.
Uśmiech nie znikał mi z ust.Nadal byłam w szpitalu,ale to nie było ważne.Byłam zdrowa na pewien sposób.Białe włosy zmieniły się w jasny brąz.Fioletowe oczy zmieniły kolor na niebieskie.Wszyscy mówili mi,że wyglądam jak anioł.Poturbowany anioł.Wszyscy się zmienili.Eryk stracił oko,ale wypięknił dzięki temu,a Amelia.Wyglądała jak królowa.Andreu chyba oprócz mnie to przeszedł największą zmianę.Kiedyś porywczy,nieśmiały i bardzo zabawny,teraz spokojny,miły,pewny siebie,romantyczny i piękny.Byliśmy razem.Amelia i Eryk przychodzili co dwa dni,a Andreu codziennie.Miłość wręcz od mnie biła.Kiedyś miałam nadzieję na lepsze jutro.Teraz wiem,że już nastąpiło.Pamiętam jak,pewnego dnia nie miałam już siły i prawie straciłam życie.Przez kilka dni leżałam w śpiączce i oddychałam dzięki maszynie.
Wszyscy strasznie się martwili,ale teraz jest dobrze.Jestem szczęśliwa i pewna tego,że każdy dzień przyniesie mi szczęście i radość.
Ostatnie spotkanie
Kochani nawiedziła mnie wena.Niestety wena na nowy pomysł.Więc pojedyńcze opowiadanie oddaję w Wasze łapki.Miłego czytania.
Jasmine Belive krzątała się po swoim domu.Miała małe mieszkanko w centrum Londynu.Przed pokój,mały salonik,jadalnia,kuchnia,sypialnia i łazienka w zupełności jej wystarczało.
Dziewczyna ma 20 lat,w nocy studiuje,w dzień pracuje.Była już spóźniona.Jasmine nie należała do piękności,znaczy tak sądziła,a w rzeczywistości była niezwykle piękna.Jej długie czarne włosy jak zwykle żyły swoim życiem,jasna cera,mały nosek i piękne,duże fioletowe oczy.Dla wielu mężczyzn była ideałem.Wielu ją chciało zdobyć,ale jej serce biło dla innego,tego jednego,jedynego.Jej byłego nauczyciela chemii,który uczył ją w liceum.Nocami płakała,nie umiała spać,bo myślała o nim.Kiedy go po raz pierwszy zobaczyła wiedziała,ze to ten jedyny.Od tego czasu minęły prawie cztery lata. Wiedziała,że może kiedyś się spotkają.Przejrzała się w lustrze i wyszła z mieszkania.Kiedy zamykała drzwi na klucz,nowy sąsiad z naprzeciwka wyszedł z mieszkania.Oboje w tym samym momencie się obrócili.Był to on.Jej były nauczyciel.
Za mężczyzną wyszła jakaś kobieta z dzieckiem na rękach.Owe dziecko było piękne.Wpatrywali się w siebie,a ona nie liczyła sekund.Nie wiedziała ile czasu upłynęło.Po chwili jednak się odwrócił i zamknął,za żoną drzwi.Wziął córkę na barana i zaczął schodzić po schodach.Kobieta,podążyła za mężem i tym sposobem Jasmine została sama na klatce schodowej.Po policzku popłynęła jej jedna łza,ale na twarzy widniał uśmiech.Wiedziała,że od teraz będzie inaczej.Będzie lepiej.Będzie go widywała,ale to nie było ważne.Zrozumiała,że musi żyć pełnią życia.
Jasmine Belive krzątała się po swoim domu.Miała małe mieszkanko w centrum Londynu.Przed pokój,mały salonik,jadalnia,kuchnia,sypialnia i łazienka w zupełności jej wystarczało.
Ratujmy Ziemię.
Kochani zbliża się dzień Ziemi.Postanowiłam nawiązać do tego,że my ludzie zanieczyszczamy ją i dzięki temu zbliżamy się do naszej śmierci.Ziemia to nie jest coś co można od tak sobie zaśmiecać.Więc segregujmy śmieci,nie wyrzucajmy niczego na trawę.Tak małe rzeczy,a mogą tak wiele.Wiem,że wielu z nas wielokrotnie wyrzucało śmieci na ziemię.Ja też nie jestem bez winy,ja też tak robiłam i czasem mi się zdarza tak robić.Ja Was do niczego nie zmuszam,ale zachęcam to na tyle.Dziękuję za uwagę.
środa, 10 kwietnia 2013
Rozdział Trzeci : Ale teraz pojawiła się nadzieja part 1.
Kochani przez to,że nie mam kiedy dodawać notek przez mój brak czasu to nie znaczy,że nie macie patrzeć i zaglądać czy coś nowego jest.Oddaję w Wasze łapki kolejny rozdział,podzielony na dwie części.Liczę,że się spodoba.Będę pisała trochę inaczej,a w sumie sami zobaczycie.
Obudziłam się z bólem głowy,na białym prześcieradle widniała wielka plama z krwi.Było mi słabo.Nic do mnie nie dochodziło.Usłyszałam głośnie pukanie.Po chwili usłyszałam wywarzanie drzwi.Poczułam,że ktoś mnie niesie,ale najpierw podnosi.Nie umiałam otworzyć oczu.Tak jakby mi ciążyły.Po raz kolejny zapadałam w sen.
Obudziły mnie szepty ludzi.Nie czułam już bólu głowy,otworzyłam powoli oczy.Zobaczyłam,że jestem w szpitalu.Obok mnie siedziała Amelia.Płakała,obok niej jej narzeczony,a na przeciwko Ameli Andreu.Amelia po raz drugi miała krótką sukienkę i widziałam,że jej to nie pasuje.Andreu zmienił kolor włosów.Były ciemniejsze.Były inne.Wyglądał na zaniepokojonego,ale to pewnie tylko moje złudzenie.W końcu to arystokrata.Nie widzę powodu by się mną zainteresował.Ale trzymał moją dłoń.Nie patrzył na mnie,tylko na nasze ręce.
W pewnym momencie nie wytrzymałam uścisnęłam ją,a on przeniósł wzrok na mnie.Uśmiechnęłam się delikatnie,a on odwzajemnił uśmiech.
-Myślałem,że już się nie obudzisz.-powiedział i trochę posmutniał.
-To źle myślałeś.
-Dobrze widzieć,że żyjesz.-spojrzałam na byłą przyjaciółkę.
-Po co tu przyszłaś.?W końcu nie jestem na tym poziomie co ty.Jeszcze ktoś się dowie i będziesz się musiała tłumaczyć.
-Wiem,że tak powiedziałam.Przepraszam.
-Masz poczucie winy czy co.?Myślisz,że jak powiesz przepraszam to ona od razu Ci wybaczy.Przez ciebie o mało nie zginęła.-powiedział Andreu.Chciałam go przytulić,ale to nie wypada.PO kilkunastu minutach Amelia i jej narzeczony wyszli,a Andreu został.
-Na pewno przerazi Cię fakt,ze masz inny kolor włosów.
-Em...nie kolor włosów to kolor włosów.W każdym momencie można przefarbować.
-I za to Cię lubię.Dobra ja muszę już iść.-powiedziawszy to pocałował mnie w policzek i wyszedł.
Spojrzałam na lustro na przeciwko mnie.Moje włosy straciły swój idealny blond blask.Za to pojawiła się biel zupełnie nie podobna do mojego starego koloru włosów.Poczułam się osamotniona.Myśl,że nikogo przy mnie nie ma nie dawała mi spokoju.Teraz pozostało tylko czekać.Ale teraz pojawiła się nadzieja.Na lepsze jutro.
Obudziłam się z bólem głowy,na białym prześcieradle widniała wielka plama z krwi.Było mi słabo.Nic do mnie nie dochodziło.Usłyszałam głośnie pukanie.Po chwili usłyszałam wywarzanie drzwi.Poczułam,że ktoś mnie niesie,ale najpierw podnosi.Nie umiałam otworzyć oczu.Tak jakby mi ciążyły.Po raz kolejny zapadałam w sen.

-Myślałem,że już się nie obudzisz.-powiedział i trochę posmutniał.
-To źle myślałeś.
-Dobrze widzieć,że żyjesz.-spojrzałam na byłą przyjaciółkę.
-Po co tu przyszłaś.?W końcu nie jestem na tym poziomie co ty.Jeszcze ktoś się dowie i będziesz się musiała tłumaczyć.
-Wiem,że tak powiedziałam.Przepraszam.
-Masz poczucie winy czy co.?Myślisz,że jak powiesz przepraszam to ona od razu Ci wybaczy.Przez ciebie o mało nie zginęła.-powiedział Andreu.Chciałam go przytulić,ale to nie wypada.PO kilkunastu minutach Amelia i jej narzeczony wyszli,a Andreu został.
-Na pewno przerazi Cię fakt,ze masz inny kolor włosów.
-Em...nie kolor włosów to kolor włosów.W każdym momencie można przefarbować.
-I za to Cię lubię.Dobra ja muszę już iść.-powiedziawszy to pocałował mnie w policzek i wyszedł.

sobota, 6 kwietnia 2013
Rozdział drugi : Człowieczeństwo
Człowieczeństwo to coś co posiada każdy człowiek,wie że nie wolno zabijać i że nie powinien zachowywać się jak zwierzę,a jednak niektórzy tak robią.
Elizabeth obudziła się wczesnym rankiem.Jej sen pobudził ją do pisania,tak owszem była pisarką,wyśmienitą pisarką,może i nie zarabiała za dużo ale robiła coś co kochała.Po kilkunastu minutach leżenia w łóżku znudziło ją to.Wstała i poszła się ubrać.Wybrała piękną suknię,znaczy piękną według wszystkich,ale jej osobiście się nie podobała.
Sukienka miała do niej przemawiać,a nie odrzucać ją.Jednak był to prezent od jej matki,a dzisiaj szła na zaślubiny Amelii i Eryka.Czy była zła.?Owszem.Miała tańczyć z Andreu.Mężczyzna podobał się jej,ale taniec ten,który mają tańczyć to tango.Taniec miłości,namiętności i pożądania.Osobiście lubiła ten taniec,ale kiedyś chciała tańczyć go z kimś kogo kocha.Kogo pożąda i kogoś komu oddałaby się w całości,ze wszystkimi swoimi wadami.Pisząc kolejny rozdział swojej książki była zadowolona z tego,że wreszcie nawiedziła ją ukochana wena.W pewnym momencie usłyszała krzyki.Wyszła na balkon,a tam zauważyła tłum ludzi.Nie chciała wychodzić na dół bo nie widziała takowej potrzeby.Z klatki obok jakaś kobieta wybiegła i z płaczem rzuciła się w tłum.Po chwili słychać było tylko jej szlochy.Nie wytrzymała,zarzuciła na ramiona swój nowiutki płaszcz i zeszła na dół.Przepchała się przez tłumy i ujrzała kobietę pochylającą się i szlochającą nad ciałem jakiegoś chłopca.Chłopiec miał podcięte gardło,a oczy miał szeroko otwarte.,,Gdzie się podziało człowieczeństwo.?" pomyślała Elizabeth.Nie znała kobiety,ale podeszła do niej i zdjęła swój płaszcz z ramion,zawiesiła go na niej i położyła jej rękę na ramieniu.Chciała pokazać jej,że jej współczuje.Kobieta spojrzała na nią,a w jej oczach pojawiło się podziękowanie.Usiadła obok niej i głaskała ją po głowie.Po kilkunastu minutach ludzie rozeszli się,a ona została.
-Powinna pani zadzwonić po kogoś.
-Nie mam po kogo.Mój syn był jedyną bliską mi osobą.
-A mąż.?
-Nie mam.Wychowywałam Alexa sama.
Jeszcze bardziej Elizabeth zrobiło się żal kobiety.Jeszcze chwilę z nią rozmawiała,pozwoliła zatrzymać płaszcz i poszła do domu.Wzięła nieco starszy płaszcz,ale równie piękny i wyszła z domu.Kierując się na dworek narzeczonego jej przyjaciółki.Po przejściu kilku kilometrów,doszła do celu.Ujrzała przepiękny dom.Nie był to dom nowoczesny,ale wyglądał jak z bajki.Dość często marzyła o takim domu.Piękny ogród gdzie kolorowe kwiaty dominowały.Dom zbudowany z cegieł i drewna,z małą altanką z przodu i cały obrośnięty bluszczem.Nie dało się rozpoznać koloru.Na zewnątrz było mnóstwo ludzi.Zobaczyła swoją przyjaciółkę i zaniemówiła.Jak dobrze pamiętała Amelia nie lubiła nosić krótkich sukienek,a tu proszę.Chciała podbiec do niej i błagać ją by to zdjęła.W jednej chwili pomyślała od odwróceniu się i odejściu jak najdalej,ale to byłą jej przyjaciółka i musiała szanować jej decyzje.Choć zmieniała się przez niego.Szła w ich kierunku.Amelia zauważyła ją i jej uśmiech zamienił się w wrogą minę.Elizabeth zatrzymała się.Nie wiedziała o co jej chodzi.Spojrzała za siebie,ale nikogo nie zobaczyła.Amelia podeszła do niej i nie tak jak zawsze przytuliła ją.
-Co ty tu do diaska robisz.?!
-Zapraszałaś mnie,więc przyszłam.
-Teraz jestem w innej sferze i ty również w innej w niższej.Więc racz się nie ukazywać w moim domu.-łzy poleciały Elizabeth z oczu.Wybiegła z jej posiadłości,biegła całą drogę do domu,a tam przebrała sie w inną sukienkę i zniszczyła lustro.Z odłamku szkła,przecięła lekką linią nadgarstek i położyła się na łóżku.Łzy nie przestawały spływać po jej policzkach.Teraz wiedziała kiedy się kończy człowieczeństwo i wiedziała,że nie ma już nikogo.
Elizabeth obudziła się wczesnym rankiem.Jej sen pobudził ją do pisania,tak owszem była pisarką,wyśmienitą pisarką,może i nie zarabiała za dużo ale robiła coś co kochała.Po kilkunastu minutach leżenia w łóżku znudziło ją to.Wstała i poszła się ubrać.Wybrała piękną suknię,znaczy piękną według wszystkich,ale jej osobiście się nie podobała.
Sukienka miała do niej przemawiać,a nie odrzucać ją.Jednak był to prezent od jej matki,a dzisiaj szła na zaślubiny Amelii i Eryka.Czy była zła.?Owszem.Miała tańczyć z Andreu.Mężczyzna podobał się jej,ale taniec ten,który mają tańczyć to tango.Taniec miłości,namiętności i pożądania.Osobiście lubiła ten taniec,ale kiedyś chciała tańczyć go z kimś kogo kocha.Kogo pożąda i kogoś komu oddałaby się w całości,ze wszystkimi swoimi wadami.Pisząc kolejny rozdział swojej książki była zadowolona z tego,że wreszcie nawiedziła ją ukochana wena.W pewnym momencie usłyszała krzyki.Wyszła na balkon,a tam zauważyła tłum ludzi.Nie chciała wychodzić na dół bo nie widziała takowej potrzeby.Z klatki obok jakaś kobieta wybiegła i z płaczem rzuciła się w tłum.Po chwili słychać było tylko jej szlochy.Nie wytrzymała,zarzuciła na ramiona swój nowiutki płaszcz i zeszła na dół.Przepchała się przez tłumy i ujrzała kobietę pochylającą się i szlochającą nad ciałem jakiegoś chłopca.Chłopiec miał podcięte gardło,a oczy miał szeroko otwarte.,,Gdzie się podziało człowieczeństwo.?" pomyślała Elizabeth.Nie znała kobiety,ale podeszła do niej i zdjęła swój płaszcz z ramion,zawiesiła go na niej i położyła jej rękę na ramieniu.Chciała pokazać jej,że jej współczuje.Kobieta spojrzała na nią,a w jej oczach pojawiło się podziękowanie.Usiadła obok niej i głaskała ją po głowie.Po kilkunastu minutach ludzie rozeszli się,a ona została.
-Nie mam po kogo.Mój syn był jedyną bliską mi osobą.
-A mąż.?
-Nie mam.Wychowywałam Alexa sama.

-Zapraszałaś mnie,więc przyszłam.
-Teraz jestem w innej sferze i ty również w innej w niższej.Więc racz się nie ukazywać w moim domu.-łzy poleciały Elizabeth z oczu.Wybiegła z jej posiadłości,biegła całą drogę do domu,a tam przebrała sie w inną sukienkę i zniszczyła lustro.Z odłamku szkła,przecięła lekką linią nadgarstek i położyła się na łóżku.Łzy nie przestawały spływać po jej policzkach.Teraz wiedziała kiedy się kończy człowieczeństwo i wiedziała,że nie ma już nikogo.
piątek, 5 kwietnia 2013
Dziękuję.!!!
Dziękuję Wam wszystkim za te 800 wyświetleń.Cieszę się,że czytacie bloga mimo tego,że co raz częściej nie wstawiam notek przez brak czasu.Dziękujemy Wam wraz z Brutalnie Szczerą i w nagrodę zaczynam pisać kolejny rozdział opowiadania.Kochamy Was i jeszcze raz dzięki ♥ We ♥ you.!
Wczorajszy dzień = Masakra.
Uznałam,że do pamiętnika notki będę pisała fioletowym,ale nie o tym to ma być.Dobra wczoraj był sprawdzian szóstych klas.Ja oczywiście musiałam pisać.Matematyka najgorsza,masakra jakaś.Polski ujdzie,ale trzy czwarte sprawdzianu to była matematyka.Potem jak wróciłam do domu,postanowiłam sprawdzić ile mam pieniędzy.Miałam 30 złotych,a mi się marzył kolczyk w uchu.Więc poszłam do kosmetyczki,którą mam na osiedlu,ale okazało się,że samej mi nie zrobią.Więc wzięłam tatę,koleżankę i poszliśmy do owej kosmetyczki.Kobieta powiedziała : Może trochę zaboleć,ewentualnie zaszczypać. Ja na to : Ok. Ale jak się okazało,nie szczypało,ale czułam jakby mi odrywano ucho.Miało delikatnie zaszczypać lub zaboleć,ale nie było powiedziane,że uczucie odrywania ucha będzie.Przez cały dzień byłam na dworze,bo ból był straszny,a wiem,że w domu mój młodszy brat by się znęcał nad owym uchem.Nie umiałam spać w nocy,ale poszłam dzielnie dzisiaj do szkoły i przeżyłam te pięć lekcji.To na tyle w tej notce dodam jeszcze kolejny rozdział opowiadania.Pa ♥
wtorek, 2 kwietnia 2013
Premature death Rozdział pierwszy : Spotkanie.
Jest rok 1881 19 wieku.Elizabeth Malnor 20 letnia kobieta,krzątała się po swoim mieszkaniu.Angielka nie była spóźniona do pracy bowiem takowej nie posiadała.Była umówiona z swoją przyjaciółką Amelią,na spotkanie w nowej kafejce na rogu Street Cross o nazwie ,,Paris". Słyszała iż owa kafejka ma ściany pomalowane na beż,a z sufitu wystają kolorowe wstążki.Chciała obejrzeć ową kafejkę,była ciekawa tego wszystkiego,ponieważ była(z tego co słyszała)strasznie droga,a napoje i ciastka w niej były śmiesznie tanie.Znalazła wreszcie to czego szukała.Czarna sukienka,która sięgała do ziemi.Założyła ją,a blond związała,pozostawiając dwa kosmyki blond włosów.Ciemne oczy spoglądały na swoje odbicie,a na ustach malował się triumfalny uśmiech.Wzięła biały kapelusz,czarną parasolkę i wyszła z mieszkania.Schodziła po schodach,które znajdowały się na klatce schodowej w owym bloku.Gdy wyszła z klatki poszła w kierunku Street Cross.PO około dziesięciu minutach zobaczyła swoją przyjaciółkę,w środku zatłoczonej kafejki,ale co się dziwić godzina 12:00 w południe oczywiste jest,że będzie tłok.
Weszła do kafejki i usiadła na przeciwko przyjaciółki.
-Co to za okazja,że ubrałaś się w odświętną suknię.?-zapytała przyjaciółki.
-Nie pamiętasz po co się spotykamy.?-powiedziała Amelia,głosem anielicy.Była naprawdę piękna.Miała piękne jasno różowe włosy,czerwone oczy,a ubrana była w piękną czerwoną suknię.Każdy mężczyzna oglądał się za nią.Każdy pragnął ją poślubić,lecz tylko jeden był jej wybrankiem.Eryk Meyer.Znajomy jej rodziny,lecz nigdy go nie widziała.
-Oczywiście,że pamiętam.Spotykamy się bym poznała twojego narzeczonego.
-Zgadza się.-uśmiechnęła się słodko.
-Więc gdzie on się podziewa.?
-Jest w drodze i proszę nie naśladuj mojego głosu.-powiedziawszy to roześmiała się.
-Dobrze.-obie się śmiałyśmy.Gdy do kafejki wparował brunet.Dość przystojny.Trzymał różę w ręku.Za nim do lokalu wszedł jeszcze jeden mężczyzna.O kilka lat młodszy.Czarnowłosy,w garniturze tak jak brązowowłosy,również miał w ręku czerwoną różę.
-To on.-powiedziała Amelia.
-Który.?-zapytałam,chociaż w głowie miałam tylko twarz młodszego chłopaka.
-Brązowowłosy.Ten drugi to jego brat.Andreu.Na pewno się polubicie.-powiedziała to,a na jej twarz wpłyną tak dobrze znany jej uśmiech.
Meżczyźni podeszli do nas,uśmiechając sie zadziornie.
-Obiecałaś mnie nie swatać.
-Ale to nie był mój pomysł tylko Eryka.
-Całuję rączki.-powiedział Eryk grubym głosem,dla mnie za grubym.
-Ja również całuję roczki,różę wręczam i kłaniam się pięknej pani.-powiedział Andreu.Przez jego włosy nogi się pod nią ugięły,dobrze,że siedziała,bo by upadła.
-Witaj jestem Elizabeth.
-Wiem.Amelia dużo mi o tobie mówiła.
-To miło.-usiadł obok niej i rozmawiali tak kilka godzin,wszyscy z satysfakcją kafejkę.Andreu odprowadził ja do domu,a w mieszkaniu przyśnił jej się sen.Ale dlaczego w jej śnie była ona z nim.?
To na tyle w tym opowiadaniu.Jest to rozdział pierwszy.Dodaję zdjęcia z podpisami postaci. Scena ze snu Elizabet
Elizabeth
Amelia
Bracia Mayer
Weszła do kafejki i usiadła na przeciwko przyjaciółki.
-Co to za okazja,że ubrałaś się w odświętną suknię.?-zapytała przyjaciółki.
-Nie pamiętasz po co się spotykamy.?-powiedziała Amelia,głosem anielicy.Była naprawdę piękna.Miała piękne jasno różowe włosy,czerwone oczy,a ubrana była w piękną czerwoną suknię.Każdy mężczyzna oglądał się za nią.Każdy pragnął ją poślubić,lecz tylko jeden był jej wybrankiem.Eryk Meyer.Znajomy jej rodziny,lecz nigdy go nie widziała.
-Oczywiście,że pamiętam.Spotykamy się bym poznała twojego narzeczonego.
-Zgadza się.-uśmiechnęła się słodko.
-Więc gdzie on się podziewa.?
-Jest w drodze i proszę nie naśladuj mojego głosu.-powiedziawszy to roześmiała się.
-Dobrze.-obie się śmiałyśmy.Gdy do kafejki wparował brunet.Dość przystojny.Trzymał różę w ręku.Za nim do lokalu wszedł jeszcze jeden mężczyzna.O kilka lat młodszy.Czarnowłosy,w garniturze tak jak brązowowłosy,również miał w ręku czerwoną różę.
-To on.-powiedziała Amelia.
-Który.?-zapytałam,chociaż w głowie miałam tylko twarz młodszego chłopaka.
-Brązowowłosy.Ten drugi to jego brat.Andreu.Na pewno się polubicie.-powiedziała to,a na jej twarz wpłyną tak dobrze znany jej uśmiech.
Meżczyźni podeszli do nas,uśmiechając sie zadziornie.
-Obiecałaś mnie nie swatać.
-Ale to nie był mój pomysł tylko Eryka.
-Całuję rączki.-powiedział Eryk grubym głosem,dla mnie za grubym.
-Ja również całuję roczki,różę wręczam i kłaniam się pięknej pani.-powiedział Andreu.Przez jego włosy nogi się pod nią ugięły,dobrze,że siedziała,bo by upadła.
-Witaj jestem Elizabeth.
-Wiem.Amelia dużo mi o tobie mówiła.
-To miło.-usiadł obok niej i rozmawiali tak kilka godzin,wszyscy z satysfakcją kafejkę.Andreu odprowadził ja do domu,a w mieszkaniu przyśnił jej się sen.Ale dlaczego w jej śnie była ona z nim.?
To na tyle w tym opowiadaniu.Jest to rozdział pierwszy.Dodaję zdjęcia z podpisami postaci. Scena ze snu Elizabet

Elizabeth
Amelia
Subskrybuj:
Posty (Atom)